Biel w mule utkana
Kocioł pełen białych postaci. Gęsty od skrzydeł horyzont zmieniał się z każdą sekundą. Do nocy jeszcze trochę czasu, ale bezdenne żołądki śmieszek i czapli białych wydawały się być puste. Małe karasie srebrzyste, drobne liny, sumiki, słonecznice czy okonie nie mają teraz zbyt komfortowych warunków do życia. Odłowy na stawach rybnych to czas „wielkiego obżarstwa”. To sezon najadania się do syta. Patrzyłem jak rybka za rybką trafia do dziobów śmieszek i w mojej głowie wyświetlił się film Petera Greenawaya „Brzuch Architekta”. Te małe ryby wpadały do brzuchów niczym figi do brzucha tytułowego bohatera. Na szczęście konsekwencje obżarstwa nie będą miały dla mew tak tragicznych skutków jak w filmie, ale z pewnością noc będzie wymagała silnych nóg by utrzymać formę do rana. Choć u ptaków trawienie jest dość szybkie i od rana zacznie się znów wyżerka. Głosy, chlupot nurkowania, szmer kwakania kaczek, tubalne gęganie gęsi, okrzyki żurawi i ochrypłe czaple siwe dodają temu zamieszaniu jeszcze większego dramatyzmu i operowego przepychu. Zresztą przepych to chyba najlepsze słowo na tym czarnym od mułu stole. Wszystkiego w bród. Przez chwilę, każdy jest tu głównym bohaterem, ale też każdy tu jest statystą.