Dbaj o bociany – blog przyrodniczy Krzysztofa Koniecznego o niesamowitym świecie wokół bocianiego gniazda. Patronat: Grupa Energa

czwartek

9

Wrzesień

2021

1

Widać coś? Ja przez chwilę też niczego nie widziałem…

_DSC0097

Wracałem przez swoje bagno, mruczałem pod nosem “She’s a green garden goddess”, trochę umęczony upałem. Ten zielony ogród trzcin mnie kompletnie przerastał, a bohaterki piosenki ani widu ani słychu. Wodery zamieniły się w przenośną saunę, a plecak ciążył z każdym metrem coraz bardziej. Najgorsze są te nisko zawieszone, leżące drzewa okryte turzycami. Masz wrażenie, że ciągle ktoś Cię fauluje, a  gra w której uczestniczysz polega na tym, że musisz utrzymać pion. Poziom może umalować buzię na czarno, więc każdy krok warto postawić z pewnym pomysłem na dalsze rozgrywki. Skupiony na zawodach z samym sobą, bo w zasadzie tylko w takich sportach uczestniczę przez całe życie, usłyszałem drobne chrapnięcie. Głos był tak wyraźny, że wiedziałem już, że dojdzie do spotkania. Nie wiedziałem jeszcze tylko czy dzik to czy inna cholera. Po drodze minąłem kilka barłogów pachnących nocną świnią, ale samych właścicieli nie było. Cisza. Stoję ja, nie rusza się on. Lekki wiatr uczesał wiechy trzcin. Ruszyłem jeszcze metr, jeszcze jeden w kierunku cichego rozmówcy. Skoro chrząknął, to postanowiłem w tej rozmowie uczestniczyć. Chrząknąłem, jak to się robi na przyjęciach kiedy zaaferowany tłumem gość nie widzi, że jego czas się skończył. Usłyszałem, że mój kolega wstaje z kolan i sprawa się od razu wyjaśniła. W małej szczelince między źdźbłami trzcin zauważyłem oko, a nad nim wianek. Kortyzol trochę odpuścił, ale na dopaminę jeszcze nie czas. Zacząłem odliczać sekundy i minuty. Patrzył na mnie, no to ja patrzyłem na niego. 4m, może 3m. Poczułem lekki podmuch kiedy zaczął tłuc porożem po dzielących nas rachitycznych olszkach. O zdjęciach nie było mowy. Bo jak. Ryski na porożu śmigały mi przed oczami, ale na szczęście on nie ruszał do przodu, a ja ciągle nie ruszałem do tyłu. Cynamonowe tyki, choć tylko dwunastaka robiły na mnie coraz większe wrażenie. Trochę mi było głupio, że mnie jeszcze nie wyczuł, widać prysznic przed wyjściem do lasu zmył ze mnie całe człowieczeństwo, a ubłocone wodery robiły zapewne za otyłego odyńca. Ponad 5 długich minut znosiłem jego pokaz siły. Czekałem, że zrobi tym swoim machaniem prześwit w trzcinowisku, ale on tylko pomierzwił mój widok i zamazał swoją sylwetkę. Zamiast aparatu, trzeba było wyciągnąć telefon z głębokich woderów i zrobić mu ładną fotkę. W końcu był na wyciągnięcie ręki/selfie. Nie ruszałem się jednak. Wiatr ma to do siebie w lesie, że lubi się odbić od ściany drzew i wbrew synoptykom i meteogramom zaczyna wiać pod zapowiadany wiatr. Jeleń zachował się jak przerażony antyszczepionkowiec, któremu znienacka, ktoś wbił w pośladki „grubą” igłę: podskoczył ku niebu i pruł trzcinowisko swoim taranem z poroża. Przebiegł jakieś sto metrów, ryknął i trzcinowisko znów stało się miejscem, w którym nic ważnego w południe dziać się nie musiało. Dzik zagotował się na dobre, a powrót do auta w ciężkich woderach wydawał się już niemożliwy. Zacząłem ryczeć.

Baśń Obrazy

1 Comment

Realizacja: Ideacto w oparciu o projekt stworzony przez Opcom sp. z o.o. S.K.A.