Słońc tysiące świeci na polach
Delikatne, żółte płatki otaczają rodzące się właśnie ziarna. Wszystkie odwrócone na wschód niczym armia azteckich bogów, powielonych na kartce obszernego pola. Wszystkie oparte na solidnych zielonych tyczkach, każdy chciałby swój kwiat skierować do słońca. Zasilane przez wielkie serca zielonych liści. Kwiaty, z których każdy ma tu swoje miejsce. Nie pozwolić się zasłonić, nie zasłonić innych. To nic, że posiał człowiek. Żółte płatki bronią się swym rozległym pięknem. Niegdyś rzadki widok w Polsce. Pamiętam mój zachwyt, kiedy ogromne pole słoneczników pod węgierskim Debreczynem zachwyciło mnie po raz pierwszy. W domu miałem wtedy kilka, czasem kilkanaście, ale nigdy nie milion! Patrzyłem zdziwiony jak Mały Książe na krzew kwitnących setkami róż Dziwne, kiedy prawie całe życie widziałeś jedną, a tu nagle milion. Czas kwitnących słoneczników, to czas najcieplejszego lata, czas najgorętszych myśli. Czas patrzenia w przeszłość, przyglądania się jak dojrzewają kolejne słońca, jak mijają, więdną płatki, a wnętrza napełniają się czernią słonecznikowych nasion. Jakby chciały za rok znów wrócić. Być może w jeszcze większej odsłonie. Piękne, ale to objaw ocieplającego się klimatu. Kiedyś było ciut za zimno, teraz jest dobrze, ale może być ciut za ciepło.