Krajobraz przyziemny nocny
Czerń ogarnęła już dno lasu. Wieczorna cisza, nie licząc komarów, trwała bez szmeru nawet w suchych liściach łęgu. U stóp czarnego od nocy drzewa jakieś grzybówki czy inne tłumnie zgromadzone grzyby wędrowały w górę omszonego pnia. Wokół dziesiątki bezdomnych ślimaków toczyły swe obłe ciała przy drzewie z grzybami. Jakby szukały tych starszych, rozkładających się owocników i z encyklopedyczną powolnością ścierały coś ze ściółki. Inne, jeszcze kuliste dopiero się rozwijały do nocnego grzybobrania. Czarniawe nadchodziły z każdej strony, zmierzały do bajkowego drzewa. Zrobiło się egzotycznie, kosmicznie a nawet jakby ktoś ukradł scenę z filmu „Awatar”. Nie wiem dlaczego nie zostałem tam zbyt długo. Zacząłem słyszeć ich pełzanie, nagle cisza zaczęła trzeszczeć w paśmie szmeru. Pomyślałem sobie nawet, czy gdybym tu został na noc to czy mnie też zaczęłyby ścierać na swych tarkach. Takie malutkie horrorki działają mobilizująco by podjąć decyzję o powrocie i zrobieniu kilku kilometrów do auta. Tym bardziej, że przedzieranie się przez łęgi i służenie komarom to nie jest najlepsze rozwiązanie na późny wieczór.