Utrzymanie siedlisk to klucz do zachowania bioróżnorodności!
Przemierzam hale, łąki, trawniki, bagna, torfowiska, murawy, psiary, turzycowiska, solniska, halizny, mielizny i pastwiska. I mógłbym tak jeszcze wymieniać z podziałem na zbiorowiska roślinne, ale nie w tym rzecz by napisać, że takowe są. Raczej chodzi mi dziś o to, by odnieść się do tych, których jest mniej i coraz mniej. Dzisiejsza tarczyca oszczepowata, niech będzie takim przedstawicielem siedliska, która ciągle jeszcze jest, ale może go nie być. Mówię tu o łąkach selernicowych, wilgotnych i okresowo zalewanych. Regulacje dolin rzecznych, budowa dużych zbiorników wodnych czy melioracje jednostronne, to największej zagrożenia dla być albo nie być tej niepozornej rośliny. To przykład jedno środowiska otwartego, a tych bezdrzewnych jest o wiele więcej. Na niżu Polski łąk jako takich bez działalności człowieka prawie nie ma. Naturalne łąki wysoko w strefie górskich hal owszem są. Koszenie i wypas bydła to procesy utrzymujące pewien stan. Stan bez krzewów, drzew. Z takich środowisk korzysta wiele gatunków roślin i zwierząt. Zaprzestanie użytkowania, kończy się zazwyczaj sukcesją i zanikaniem cennych siedlisk. Odchodzą też żerujące i gnieżdżące się tu ptaki. Wiadomo, że rycyk, kulig czy czajka to pierwsi przegrani w zmianach ekstensywnego rolnictwa na przemysłowe, ale tracą też na tym wydawałoby się pospolite gawrony czy bociany białe. Jak zatem postępować? Kosić? Nie kosić? W mediach społecznościowych krzyk nie kosić. Walczyć z kosiarkami itd. Nie ma jednej odpowiedzi na te pytania. Jedyna odpowiedź, która wydaje się być rozsądna brzmi: myśleć! Pamiętając o zmianach klimatu, o wyspach ciepła w zabetonowanych miastach to tu sprawa jest dość jasna. Jeżeli to możliwe to nie kosić, bo wysoka trawa obniża temperaturę otoczenia. Lepiej jednak robią to gęste drzewa – może zatem obsadzać w miastach skwery i nie tracić pieniędzy na utrzymywanie trawników. Wiem, wiem powiecie, że strach, że gwałcą itd. Krzory!!! Tu trzeba edukować od najmłodszych lat, a nie opowiadać bajki i odchodzić od edukacji na trudne tematy. Ale nie o tym dziś, wracam do koszenia. Jednak na skraju betonowych osiedli często są parki – kosić? Tu warto kosić niewielkie polany, ponieważ są to ważne miejsca żerowania mrówkożernych dzięciołów zielonych i zielonosiwych. To również ważne miejsca dla gawronów. Te związane z pastwiskami i uprawami jarymi ptaki, potrzebują niskiej roślinności, by mogły zdobywać pożywienie. Im dalej od miasta i im większa nasza wiedza o siedliskach, tym bardziej trzeba jasno mówić o potrzebie koszenia łąk. Kiedy? Te wykorzystywane rolniczo łąki, o niezbyt dużych wartościach przyrodniczych trzeba kosić wcześniej, tak by klujące się bociany mogły wykarmić swoje młode, czyli najlepiej już od 15 maja. Małe, zaciszne łączki warto dopasować to biologii rozrodu motyli i w zależności od gatunku kosić wtedy kiedy nie zniszczymy bytujących tu na przykład roślin pokarmowych. Łąki zmiennowilgotne wymagają późniejszego koszenia, nawet w sierpniu czy wrześniu. Jednak samo koszenie bez wypasu, nie zawsze pomoże nam zachować rzadkie rośliny. Krowa nie wiedząc o tym wciska nasiona w glebę i dopiero wtedy rośnie szansa, że mieczyki dachówkowate się utrzymają. W naszym rezerwacie koszenie, wypas, pozostawianie niekoszonych fragmentów doprowadziło, że z 20 okazów kwitnie w ostatnich latach ponad 500 tych pięknych kwiatów. Zajęło nam to 20 lat. Gdybyśmy tylko kosili zgodnie z jednym terminem nic by z tego nie było. Wypas? Tu jestem fanem wypuszczenia wszystkich polskich krów na pastwiska. Pomijając łąki bagienne, gdzie krowy rozbiłby glebę, na wszystkich innych, tych mineralnych, zwłaszcza nad rzekami obsada powinna być dużo wyższa od zalecanych choćby w programach środowiskowych. Oczywiście z ograniczeniem tam gdzie siewkowate mają gniazda. Późno jesienny wypas sprzyja na wiosnę zakładaniu gniazd, oby jeszcze jakiś wylew przyszedł. Krowy, konie i owce – najlepiej wszystkie te zwierzęta razem stwarzają szczególną morfologię pastwiska. Trawa wysoka, niska, kępy itd.. To cudowne mikrosiedliska dla ptaków czy innych grup zwierząt. Do tego są jeszcze murawy kserotermiczne i murawy na wydmach śródlądowych. Te także wymagają koszenia i wypasu. Mało tego, tam gdzie murawa jest bardzo uboga, warto czasem ją kultywatorować na jesień kiedy nie ma gniazd ptasich, bo każdej wiosny pojawiają się w tych miejscach delikatne sporki i inne rośliny rzadkie, a na większych połaciach mogą gnieździć się siewki.
Tu warto sobie zadać pytanie jak to było, że nikt rolnikowi nie mówił jak ma kosić czy wypasać, a storczyki, ptaki i inne cenne gatunki trwały przez setki lat? Rolnicy dopasowali się do tego kiedy mokra łąka pozwalała im wejść do pracy. Nie czekali do września. Kosili gdy trawa się kłosiła i gdy odrastała paśli tu swoje bydło. Metodycznie, łąka po łące. Takie działania utrzymywały boćki latami. Mozaika koszenia rozłożona w czasie. Dziś nakarmię młode z tej łąki, jutro z tamtego pastwiska i aż do żniw zawsze będzie coś do jedzenia. Czyli może warto wrócić do wielu terminów koszenia. Późne terminy koszenia mogą nie współgrać z okresem lęgowym wielu ptaków. Wrócę jeszcze do trawników, tym razem wiejskich. Przez całe lata na wsiach trawników w zasadzie nie było. Kury, gęsi, kaczki wyskubywały podwórka do gołej ziemi. Dziś w tych starych wsiach jest trawa. I na szczęście koszą ją ludzie. Korzystają z tego wróble, bo gdzie miałby się wykarmić, jeśli nie na murawie (kury w zamknięciu, dostęp do ziarna mały). Korzystają tu także mazurki, szpaki, dzwońce, makolągwy czy szczygły – zwłaszcza gdy po skoszeniu odrosną kwiaty mniszka i obrodzą w nasiona. U mnie pojawia się dudek, który bez murawy nie wykarmi swoich młodych. Tu są larwy świerszczy, turkuci, są też masowe guniaki czerwczyki. Raj dla ptaków.
W zasadzie każda „łąka” w Polsce wymagałaby trochę innego reżimu koszenia czy wypasu. Nawet trawniki mogą spełniać ważną rolę przyrodniczą. Nie wiemy tak naprawdę, jak kosić by zachować największą bioróżnorodność, ale trzeba próbować naśladować dawnych rolników. Dojrzewa – zbierać, kosić gdy da się wejść i zostawiać fragmenty niekoszone. To naprawdę nie jest takie proste. Gdy słyszę, że trzeba walczyć z kosiarkami to trochę mnie to przeraża. Dlaczego nikt nie walczył wcześniej z zabudową ugorów wokół miast, ważnych żerowisk choćby dudków, gawronów czy bocianów. Dziś zbudowane tu są ogromne połacie bloków w poziomie i to czy ludzie tam koszą, czy nie, to już rzecz bardzo wtórna. Wolę bloki w pionie, ale nie szklane (szklane pułapki-pozdrawiam). Raz jeszcze podkreślę, że na pytanie kosić czy nie kosić – odpowiedź jest jedna – myśleć! Patrzeć co tam rośnie, kto żeruje, kiedy są młode w gniazdach. Oczywiście gdy jest fala upałów, nie trzeba wariować z koszeniem, ale to chyba oczywiste. Ot taki mały traktacik o koszeniu.