Rude jest piękne
Rudość rudzika w zieleni to jak Ania z Zielonego Wzgórza po przeczytaniu pierwszych kilkudziesięciu stron książki. Porównanie może nie na miejscu, ale ciekawość tego ptaszka i sposób w jaki zbierał pokarm zatrzymały mnie na dłużej. Generalnie przesiadywał na gałązce tuż nad drogą i wgapiał się w to co dzieje się na jezdni. Droga leśna, mało uczęszczana. Bezpiecznie i coś w rodzaju czystej polanki – areny, na której zmagał się z nieszczęśnikami. Nie zlatywał po jednego nieboraka, tylko czekał aż uchodźców z jednego lasu do drugiego zbierze się więcej. Po czym zamiatał dziobem arenę, chwila odpoczynku i fruu… do gniazda. Po chwili wracał do swojej czatowni i znów czekał na chrząszcze, komarnice i wszystko inne co mógł złapać w swój delikatny dziobek. Jak on patrzył! Jak mierzył plac! Metoda jak widać skuteczna. Nie szukał niczego w wysokiej trawie. Wszystko miał jak na dłoni, a raczej jak na dziobie. Przy tym wszystkim rudość tonęła w świeżej zieleni wiosennych liści. Zapomniałem, że mam szukać zupełnie innych rzeczy na torfowisku. Rudzik, raszka ma swój niezwykły urok. To nic, że jeszcze pospolity. Śliczny i jakiś taki uroczy w swej małości i rudości.