Powrót do szachownicowej baśni
Trudno uciec od piękna kwitnących kwiatów. W tym roku zniewoliła mnie szachownica kostkowata. Budzisz się, wstajesz i myślisz czy kwitnie. Czy otoczona rosą, czy może mróz dotyka jej płatków. Z obserwacji wynika, że zupełnie dobrze jej w chłodzie i w tym właśnie wczesnowiosennym świecie doskonale się odnajduje. Chce zdążyć przed bujnymi trawami, które z pewnością zabiorą jej i ciepło, i światło. Ma oczywiście swoje dość hermetyczne towarzyskie życie pośród innych szachownic a nawet innych wiosennych „kwiatków”. Cóż, ja mogę się tylko przyglądać z poziomu łąki, jak taka przykładowa szachownica, żyje sobie własnym życiem. W otoczeniu miliona kropelek rosy chłonie całe poranne ciepło, które jeszcze przed chwilą rozpuszczało malutkie kryształki szrony z porannego przymrozku. W środku trująca, ale zbyt piękna i rzadka by rwać do bukietu. Piękno szachownic dostrzeże tylko ten, który się zniży do poziomu ziemi. Wręcz na leżąco. Dopiero wtedy widać cały bajkowy świat. Brakuje tylko krasnoludków. Hmm, a może są tylko ja nie potrafię ich ostatnio dostrzec.