Miłość – nie ma im czego zazdrościć!
Wyobraźcie sobie zimną wodą, która ma zaledwie kilka stopni. Do tego trzeba dojść do zbiornika wodnego. Nie dość, że dobry akwen to marzenie, to po drodze są rozsiane nawozy mineralne, które mogą być żrące dla wilgotnej skóry płazów, No i jeszcze ta droga do niego stała się najeżona niebezpieczeństwami. Od zawsze na ropuchy czekały zaskrońce, czai się myszołów, zastanowi się nad takową bocian. Borsuk mimo gruczołów jadowych – parotydów ropuchy, może skusić się niczym Japończyk na sushi z rybą fugu. Cóż, każda ropucha na coś za uszami. To jednak nie koniec drogi do miłosnego uścisku. Potem na ich drodze pojawił się człowiek. Zbudował drogi i odkrył samochód i tu zaczyna się ropuszy armagedon. Przejść przez jezdnię to nie tak wielki problem, jednak w zachowaniu ropuch jest coś co je gubi. Samiec na otwartym terenie unosi się na przednich łapach i wypatruje ze stoickim spokojem partnerki. Najlepiej ogromnej, pełnej skrzeku pani, która bez czekania podąża do wody. Taki mały samiec rzuca się na wszystko co się rusza z nadzieją, że trafi na, no sam nie wiem czy ukochaną. W tym czasie jadący do pracy, do szkoły (tam gdzie nie zdalnej nauki), na zakupy, do znajomych, traktorem na pole, motocyklem na wycieczkę, koparką na budowę, walcem na nową drogę, czy choćby śmieciarką po produkowane przez nas śmieci, wszyscy my robimy ropuchom śmierć. Wałujemy na drodze wszystkie, które oczekują miłości. Proszę się postawić w takiej sytuacji. Mało tego z tysięcy jajeczek skrzeku mimo, że wylęgnie się sporo kijanek, potem wyjdzie na ląd wiele maluchów do dorosłości dożyje znacznie mniej. I kiedy już uda się przejść od wodnego żłobka po agencję towarzyską w stawie, po drodze wielu bohaterów zginie bezpowrotnie. Zakładam jednak, że samiec uczepił się samicy po drodze i jadą do wody. Kolejne samce próbują zrzucić szczęśliwca a w samej wodzie dołączają do ampleksusu. Zamiast spokojnie zająć się rozrodem cały ten kłąb obecnego i przyszłego życia wiruje w wodnej kałuży. Zdarza się, że samica z takiego układu wychodzi martwa. Załóżmy jednak, że on i ona są sami, reszta zajęła się akurat sobą. I kiedy widok pary w miłosnych uściskach buduje w naszych głowach Bóg wie jakie skojarzenia, to rozmnażanie samo w sobie nie ma już uniesień i wielkiego wow! Samica wysuwa z kloaki dwa sznury skrzeku, które to samiec, zewnętrznie!, polewa nasieniem. Kilka metrów życia, niczym taśma z nabojami do RKMu, mało który nabój trafi potem do celu. Dodam też, że kiedy samica już złoży skrzek, staje się mało atrakcyjna dla samców i kolejnej randki nie będzie. Jak widzicie sami, droga płazów do drogiej nam ludziom miłości, nie jest usiana płatkami róż. To raczej droga przez mękę, którą my ludzie gotujemy im w imię naszego rozwoju. Miłość? Nie ma co zazdrościć. Tu raczej należy się podziw, zawołanie „chwała bohaterom” i sporo refleksji na życiem tej jakże zagrożonej obecnie grupy zwierząt ziemnowodnych. Trzymam kciuki, za wszelkie amfibie w moim i nie tylko w moim otoczeniu. Jak zobaczysz takie ropuchy w miłosnym uścisku, to od razu trzymaj kciuki za kolejne pokolenie, to to wcale nie jest jasne że się uda.