Kolacja o zmroku
Słońce poszło sobie już do Francji, a może nawet Hiszpanii. Drozdy rozdzierały krople lejącego się z nieba deszczu, a chłód przegonił ostatnie rudziki. Na starym dębie, pod okapem zeszłorocznych liści przysiadł myszołów. Znoszone ubranie brązowego surduta pokazywało zapis ostatniego sezonu. W szarzyźnie dnia i codzienności, całe to jego odzienie wierzchnie zlewało się z opóźnioną zimnem wegetacją. Był elementem tej jakże zimnej wiosny. Elementem nieprzewidywalnego sezonu. I w tym całym molowym nastroju pogody spożywał kolację. Wcześniej polował przy drodze i kończył właśnie nieszczęsnego gryzonia, który najbliższą noc spędzi w cieple myszołowa. Straszne ktoś powie, ale dzięki temu myszołów przeżyje zimną noc. Świat przyrody to poukładane i dobrze nasmarowane klocki ewolucji, które każdego dnia składają się wielką całość nazywaną trywialnie życiem. Życiem, które fascynuje i czeka nas na każdym kroku. Od nierealnego snu, po twardą rzeczywistość dnia. Ewolucyjne koło toczące się wokół nas, a my w nim po same uszy. Kolacja w deszczu. Zwykła przyrodnicza codzienność.