Pióro perliczki
Odchodzę dziś na chwilę od dzikiej przyrody, bo na chodniku znalazłem pióro perliczki. Kiedyś na tym samym chodniku, jeszcze bez kostki brukowej, ale z pachnącym rumiankiem bezpromieniowym również znalazłem takie piórko. Były lata 80. Z siostrą, kolegami i koleżankami rozpoczęliśmy zbieranie ptasich piór. Przeszukiwaliśmy zarośla i wszelkie krzaki, gdzie mogliśmy znaleźć kolorowe pióra. Były nawet bitwy o pióra. Perliczka była w TOP10. Były tylko dwie perliczki we wsi i to nie za bardzo chciały się pierzyć. Każde pióro w kropki było przedmiotem handlu i barterów piórowych. Za takie piórko można było dostać ze dwie kuropatwy, dzwońca i jakieś nieznane. Oczywiście wszyscy chcieli mieć sterówki bażanta, piórko sójki z niebieskim rysunkiem (reszta piór sójki nie miała wartości i trafiała do wora nieznane) i wielkie pióro łabędzia. Gęsi z podwórka nie wystarczały. Mieliśmy tych piór cały worek po saletrze amonowej i nie zdawaliśmy sobie sprawy, że trzeba te pióra chronić przed piórojadami. Całe wakacje szukaliśmy piór i to była dla ośmiolatka duża lekcja ornitologii. Oczywiście pióra w worku po saletrze trafił szlag, ale w głowie zostało sporo kolorowych obrazów. Nie miałem wtedy książek do piór. Niektóre porównywaliśmy z wypchanymi ptakami, które ktoś tam jeszcze w domu kisił. Był myszołów, bażant a nawet jak się potem okazało zausznik. Skąd go mieli? Nie wiem. Do tego była opowieść o ptakach z Muzeum Przyrodniczego w Cieplicach, którą opowiadali mi rodzice. Marzenie i piórze kazuara z muzeum…ech. Pióra jak widać towarzyszyły mi od dziecka. Dziś dopiero widzę ile jeszcze trzeba piór zobaczyć by je rozpoznać, ciągle się uczę. Nie zbieram ich, bo została mi w pamięci pustka po zjedzonych zbiorach. Chętnie jednak podnoszę wszelkie pióra i porównuję z książkami i pamięcią. Czasem trafi się coś dziwnego. Kiedyś dostałem pióro znalezione w kościelnych organach. Okazało się, że tam była…kukułka! Z przyjemnością też, oddaję znalezione pióra zbieraczom, bo to to i edukacja i bliski kontakt z ewolucją.
Rozczuliło mnie to piórko perliczki i przypomniało mi ogrom radości z przedzierania się po krzakach, a nawet wchodzenia do sroczych gniazd. Liczyłem, że znajdę tam pióro z ogona sroki. Do dziś mi się to nie udało, ale jak patrzę na srocze gniazda to strach mnie ogarnia, że tam wchodziłem bez żadnego zabezpieczenia. Może dlatego, że wtedy ważyłem jak piórko. Ot na wspomnienia mnie wzięło. Wszystko przez te kropki na czarnym piórze. Delikatne takie i egzotyczne.