Listopadowe chwile
W absolutnej ciszy wieczoru, w ciszy zachodzącego słońca i nadciągającego mrozu rozbrzmiał dzięcioł zielonosiwy. Jakiś powidok z wiosny, jakiś pogłos. Zatrzymała mnie rzeka i tajemniczy dzięcioł, którego zdradził własny głos. Schowany w czerni lasu zagwizdał na mijający dzień i zamilkł. Rozlatujące się łabędzie krzykliwe, zlatujące się żurawie, mimo głośnych okrzyków, były już tylko tłem dla bardzo głośnego dzięcioła. Tysiące lecących na noclegowisko gęsi też grało już tylko na dalekie dobranoc. Niesamowite przeżycie. Listopadowy krzyk pośród topól czarnych i zapach po październikowych wylewach namalowały mi dziś wieczór. Zatrzymany przed zimną nocą. Tak lubię.