Walka danieli na drodze – uważajcie gdy jedziecie przez lasy, łąki i pola
Coś mignęło mi na prawym poboczu. Odruchowo, mocno zwolniłem. Zobaczyłem dwa daniele spięte porożem w walce. Dynamiczne ruchy, odgłosy za otwartym oknem i ciemność poza światłami samochodu. Jeszcze roztaczający się zapach rozpoczynającego się właśnie bekowiska. Jechałem tylko po syna do miasteczka, więc nie zabierałem ze sobą sprzętu. Zresztą wydawało mi się, że na widok samochodu daniele rozejdą się w swoje ustronne strony. Daniele jednak nie robiły sobie nic z mojej obecności. Postanowiłem je asekurować i poczekać chwilę, by przejeżdżające samochody można było zatrzymać i uchronić przed kolizją. Sam widok walki był tak absorbujący, że samo przeżycie walki dzikich zwierząt z tak bliska, było wystarczającym powodem by trwać. Dźwięk zderzającego się wzajemnie poroża przepełniał pobocza, sypały się gałęzie, trawa i ściółka, i nic. Daniele walczyły w najlepsze. Nagrałem telefonem to zdarzenie, ale w lusterku zobaczyłem zbliżający się szybko samochód. Zjechałem na pobocze, włączyłem światła awaryjne… Liczyłem, że samochód znanej marki, używanej często przez odważnych, karczystych panów, zwolni. Przeliczyłem się. Rozsypujący się Bolid Mkną Wartko drogą i z wielkim rykiem przegonił walczące byki, które na szczęście rozbiegły się w stronę lasu. Odjechałem. Kiedy wracaliśmy za dwadzieścia minut, na buraczanym polu pasły się łanie u boku silniejszego z danieli. Zastawiam się, czy uratowałem życie danielom, czy tym jeleniom z beemki. A może daniele korzystały z oświetlonej areny i ćwiczyły do bekowiska w świetle jupiterów. Tego nie wiem. Ja pozostałem pod ogromnym wrażeniem siły, dynamiki i piękna testosteronowego uniesienia.
Ale przeżycie, a mnie ostatnio w nocy tylko sarny i dziki wyłażą pod nogi.
I ten klekot diesla w tle
przyroda daje mi każdego dnia niespodzianki