Kiedy Odra mówi dzień dobry
Bobry! To właśnie one ukazały się pierwsze za burtą szkuty. Wielka głowa rozcinała z prądem nurt rzeki i nagle zniknęła w czarnej jeszcze toni. Świat dużej rzeki otworzył się i zniknął w jednej chwili. Gdzieś z łęgów dobiegały porykiwania jeleni. Napełniały wstające mgły i tworzyły rykowiskowy anturaż jesieni. Jeszcze czaple jak duchy przedzierały linię brzegową. Nagle huk, jeden, chwila, drugi…rykowisko ucichło. Tylko rzeka nie zwróciła na to uwagi. Cisza. Trochę pogrzebowa. Zza kolejnej główki rozgwizdały się zimorodki. Było ich więcej i więcej. Zaskakiwały szybkością i zdaje się przeganianiem z łownej gałęzi. Piskliwce kompletnie ucichły, przelatywały regularnie tuż nad powierzchnią wody, oświetlane światłem odbitym bielały wyjątkowo mocno i stapiały się z delikatną falą nurtu. Jeszcze wrony, jeszcze bieliki na porannych czatowniach i on. Zacumowany na suchej gałęzi czekał na swoją zdobycz. Rybołów pilnował swojej grzędy i przyglądał się bacznie rzece. Taki początek dnia. Trzeba obudzić się o czwartej i iść w świat. I dzień staje się inny. Dzień dobry bobry!