Pylony purchawek w pustce świerkowego boru
Napisać, że jest to purchawka fiolowata to jakby nic nie napisać. Choć mam wrażenie i nadzieję, że to właśnie ona. Zadziwiła mnie ich wielkość. Dwudziestocentymetrowe pylony wyrastały w ubogim runie świerkowej drągowiny. Z przerośniętej przez igliwie grzybni kiełkowały już kolejne owocniki. Ich lekko pomięte płaszcze, najeżone naroślami wprawiały mnie w tolkienowskie nastroje i ukazywały jakieś dalekie światy, które mogą istnieć na odległych planetach. Tu na Śródgrzybiu królowały dominujące kolby purchawek. Wokół setki rydzów i pojedyncze muchomory czerwone. Reszta drobnego mieszczaństwa kryła się gdzieś w ścielących się gałęziach świerków. Te największe purchawki wdrapywały się na niewielkie wzgórza, jakby chciały przyglądać się z góry swoim zastępom. Za nimi, gdzieś w oddali na przemian z rydzami niskie purchawki biegły między stopami świerków. Cały las gotował się do jakiejś wojny. Wszyscy po cichu mówią, że przyszedł czas by rozprawić się z Celulozą i Ligniną. To ta para dominuje w lesie i to właśnie grzyby posiadły najstraszliwszą broń do walki z panującymi w lesie C&L – celulazę. Właśnie ten enzym destruuje drewno na dnie lasu. Grzyby mają teraz swój czas. Czas kiedy ich podziemne królestwo wydało plon tysiąckrotny.