Utonąć w wiciokrzewach
Przechodziłem ostatnio przez skłębione wiciokrzewy pomorskie. Bujne, strzelające ku drzewom, splątane, labirynty dróg splecione w różne życiowe odnogi. Anglicy łączą plątaninę wiciokrzewów z objęciami miłosnymi kochanków. Kojarzone z ogródków w różnych odmianach, trochę zasłaniają nam te dzikie, rzadkie rośliny osiągające wschodnią granicę zasięgu w Polsce. Już nie kwitną. Miały swoje optimum w czerwcu, choć jakiś niedobitek jeszcze mi błysnął zza firany z lian i przypomniał mi o zapachu jaki roztaczał się tu burzowym popołudniem na początku lipca. Niewielkie wzgórze poprzecinane dawnymi wyrobiskami napełniło się zapachem dzikiej wanilii i mamiło swoim obłędem. Miejsce mocy można by rzec. Mocy w rozumieniu raczej romantycznym, niż tym z Gwiezdnych Wojen. Zawieszone powietrze, nasycone zapachem kwiatów wiciokrzewu pomorskiego było jak próbnik w drogerii. Można było zbliżać do niego nos i czuć jak wybucha ekspresją wręcz miłosną. O ile kwiaty tej rośliny mogą być zjadane, o tyle czerwone owoce mogą już stanowić zagrożenie dla naszego zdrowia. Właśnie dojrzewają, uważajcie na dzieci!!!