Stwórz mi makietę Układu Słonecznego…
Dwoje rodziców, z wielkim przejęciem dyskutowało o zadaniu domowym swojego dziecka, kiedy jeszcze wszyscy pamiętali o pandemii. „Jak można zadawać dzieciom, stworzenie makiety układu słonecznego?”. W pierwszej chwili pomyślałem o ping-pongu dla Ziemi, piłce nożnej dla Jowisza jakimś groszku z posypki do ciast na Plutona i tak kombinowałem w głowie, z czego by tu zrobić Saturna żeby z gumek od maseczek zrobić mu pierścienie. Jeszcze Wenus i pozostałe kuleczki. Może nie byłby to piękny model, ale z pewnością byłby jakąś próbą zrobienia za dziecka zadania jak na czas pandemiczny przystało. Rozmowa spod sklepu rozeszła mi się po kilku minutach słuchania przy koszyku na kółkach, a ja powędrowałem swoją drogą. Dziś zatrzymałem się przy przegorzanach kulistych. Zawodowo patrzyłem na nie jako gatunki obce, gdzieś ze stepów Azji Zachodniej i być może ich przodkowie wiedzieli choćby suhaka. Nie zatrzymały mnie jednak dywagacje o pochodzeniu. Zatrzymał mnie układ planetarny jaki stworzyły kule kulistego. Idealnie okrągłe z powierzchnią w małe kotwice stały się doskonałe do zbudowania modelu planetarnego. Pani lub pan, którzy zadali to zadanie zapewne by się zdenerwowali na widok Przegorzanowegpo Układu Słonecznego PUS, ale on w mojej głowie działał jak trzeba. Gdzieś w oddali kiść wrotyczowego słońca rozświetlała nasz układ. W pobliżu wrotyczu mała kulka przegorzana, która udawała spalonego słońcem Merkurego, potem kręcąca się odwrotnie od wszystkich Wenus z małym bukiecikiem kwiatów gdzieś na kuli, Ziemia z kotwicami pojedynczych kwiatów na tle słońca i poczerwieniały ze starości Mars z usychającej kuli. Trochę pustej łąki i chabazi, przerwa, by po chwili rozkwitł okazały Jowisz na szczycie największego przegorzana w otoczeniu mniejszych kulek-księżyców, gołym okiem widziałem w końcu więcej niż cztery, jakiś Uran na skraju łączki, Saturn w otoczeniu tworzących pierścień drobnych jeszcze pąków i niebieski Neptun już na samej krawędzi murawy. Potem wydawać by się mogło, że nie ma już nic. W rzeczywistości zza siatki straszyło wysypisko śmieci, które na tę chwilę robiło za planetoidy, których jeszcze nie odkryto. Czegoś mi jednak brakowało. Gdzieś za rowem, mały, schowany na skarpce, rozkwitał niemrawo maleńki Pluton, który nie wiadomo czy był tutejszy, czy tylko na chwilę znalazł swoje miejsce w tym nie do końca kartezjańskim świecie. Gdy już tak w głowie cały układ narysowałem, pomyślałem sobie, że chyba dostałbym jednak jedynkę, albo pani z fizyki czy jakiejś innej tam geografii musiałaby sporo pandemicznego płynu odkażającego sobie zaaplikować by zmierzyć się z moją wyobraźnią. Mam nadzieję, że odrobiłem zadanie, bo gdy byłem uczniem, nikt nigdy nie chciał bym zrobił model Układu Słonecznego. Szkoda, bo chciałbym zobaczyć minę zadającego, na widok pięknie pachnących kulek przegorzanów kulistych.