Centurie z różowej łąki
W gęstwinie schnących traw, na skraju skoszonej łąki coś połyskuje, coś się zapala różowym płomyczkiem, jakby ktoś do tego ognia dodał jonów litu, a może wręcz nawet potasu. Czas kwitnących centurii napełnia sawannę łąki letnim tchnieniem, powidokiem kwiatowej wiosny, drżeniem przed szarzejącą jesienią. Same w sobie tworzą bukiecik – róż, ale nie róż. Trochę bukiet ślubny w wersji mini. Okraszone żółcią stają się kwiatami z dziecięcych obrazków. Takie małe, szkolne kwiatki. Pełne uroku, delikatnego wdzięku. Dziś łąka różowiła się centuriami. Głównie pospolitą, ale w wilgotnych miejscach zdarzyła się nadobna. To roślina o wielkiej mocy leczniczej. Znana od Antyku (nazwa od centaura Chirona, który sobie rany nią leczył), była składnikiem legendarnych mieszanek w Średniowieczu i w zasadzie do dziś wykorzystywana w medycynie i kosmetyce. Jak przystało na roślinę z goryczkowatych, strasznie gorzka. Gorzkie jak widać leczy bardziej niż słodkie, czy jakoś tak. Dodam, że czasem mówi się o niej tysiącznik.
Śliczne!