Meteory łez prosto w kwiat co rozkwitł dopiero
Wyczekiwany każdego roku mieczyk, przebił się przez fale traw i zakwitł nagle różem obfitym, i piął się ku burzowemu niebu. Emocje kwitnienia rosły z chwili na chwilę. Napełniał się delikatem płatków zielony łan łąki między ołowiem nieba a wilgocią runa po ostatnim deszczu. Strzelisty minaret mieczyka znaczył miejsce świątynią przyrody objawione. Tu działo się piękno. Tu dział się przyrodniczy sen. I nagle z czerni nieba, zaczęły spadać jak gwiazdy meteory łez. Bolidy wody rozświetlały rozbuchane zielenie, rozbuchane myśli. Niczym nieprzerwana bezwiednie rozmowa, która dźwięczała długo w uszach szumiącego deszczu. Spadło z nieba! Bum! Mieczyk okrył się łzami. Cały spływał w swej naiwności. Zburzona świątynia przyrody, przygnieciona chwilą ulewy.
Gdzieś spoza lasu zaczęło wychodzić jednak słońce, które ogrzało kwiat ciepłem wieczoru i z nadzieją zakołysało kwietną łąkę. Atlantycki powiew, odbudowa uroczyska, emocje.