Samotne bez mamy?
Wracaliśmy już po zachodzie słońca do domu. Rozmyta przez deszcz droga, świeża trawa między śladami po kołach i gdzieś w oddali majaczący ruch. Dwa duże ptaki i… trzeba było zatrzymać samochód, bo coś w trawie się poruszyło. Po gołej ziemi biegały malutkie kuleczki. Ciemnica wieczoru i welony z gałęzi wcale nie ułatwiały nam obserwacji. Od wielu tygodni (w sumie od lat) obserwuję tam samotniki, ale młodych dawno nie widziałem. Trzy, a może był i czwarty maluch, rozbiegły się pod krzyczącymi w olchach rodzicami. Do przodu ze względu na małe nie wolno jechać, do tyłu… Do tyłu można jechać wąską grobelką między bobrzymi zalewami w ciemnym tunelu z łęgowych drzew i krzewów. Szybko wstecz, nie było innej możliwości. Ważne by cofnąć się zanim młode znikną w mrokach nocy. Gdy tylko cofnęliśmy jakieś sto metrów, do młodych wróciły dwa jasne brzuchy brodźców i znów cała rodzinka była w komplecie. Tak zaczęła się nam wigilia Dnia Matki.