Anioły bagien kwitną
Ugrzęzłem w bagnie na dłużej. Suche kikuty olsu otoczyły całą moją przestrzeń. Na dnie tej dżungli, w oczku wodnym między jedną a drugą kępą olch wyszły z wody bagienne anioły. Białe, nieskalane niczym kwiaty okrężnicy bagiennej zaczęły właśnie kwitnąć. To jakby drugą duszę olsu zobaczyć przez chwilę. Jakby w czerni czarnych namułów odkryć suknię ślubną, nigdy wcześniej niezakładaną, a może nawet niewyciągniętą z szafy z nowościami. To jakby łuski ze skrzydeł aniołów ktoś rozsypał na piekielnie czarnej podłodze. Zahipnotyzowany skrajnościami nie zauważyłem, jak minęło sporo czasu, który wraz z wodą oblewał moje wodery. Nie poczułem nawet jak trzcina przecina mi but i woda na wysokości kolana sączy się chłodem do środka. Nigdzie nie widać tak dobrze czystości bieli, jak na tle czarnego dna olsu. Pierwiosnkowate cuda, które przeobrażają się tuż nad powierzchnią wody i pną się ku niebu, wiedząc, że nigdy nie prześcigną górujących tu olch. Nie ma tu ludzi. Jakaś gęgawa, wodnik zakwiczy, strzyżyk zakwili i tylko wilgoć otula piękną kwiatów biel. Powiesz to tylko błoto, muł, namuły, jakieś powalone wiatrem pnie drzew, trzcina i turzyce. A ja dodam do tego tylko jeden kwiat okrężnicy i wszystko staje się uroczyste, ślubne wręcz i białe. Biała biel w czarnej czerni. Anioł nad piekłem przeleciał.