Życie w małym świecie – czyli co się dzieje w wolierze susłów
Świat jakby w kwarantannie. Pozornie pusto na ulicach. Przed sklepem z nasionami pojawia się czasem jakiś gość. Zapakuje kilka ziarenek owsa, jedną kukurydzę, trzy pszenice i słonecznik. Potem jeszcze mniszek lekarski, jako sałatkę i idzie dalej. Niektórzy leżą. Samica z widocznymi już sutkami!!! wygrzewa się w jamce chroniącej ją od wiatru. Nieco dalej miłośnik zielonej trawy strzyże trawnik, który ze względu na suszę i strzyżących nie wygląda na angielski. Miłośnik marchewki gdzieś na uboczu konsumuje smaczny kąsek. Reszta pracuje w swoich szybach kopalnianych. Wynoszą urobek i usypują hałdy. Ktoś musi wypracowywać PKB, aby inni mogli chodzić do sklepu po nasionka. Jeden, chyba z nudów brykał jak wariat po wolierze ciesząc się, że do ograniczonej wolności ktoś (ja) dosypał zboża i przyniósł świeże kwiaty mniszków. Zdziwił się, że nikt go nie oklaskuje i rozpłaszczył się miedzy kępami, czując że innym wcale nie jest do zabawy. W południowo-zachodnim rogu woliery szary, nieduży z małymi oczami przyjął głębokość peryskopową i tylko patrzy co robią inni. Czy notował? Nie wiem, bo z nory nie wychodził. Po dłuższej chwili już ośmiu odważnych wyszło na słońce. „Plażing, gastronoming i leżing”, to podstawa dzisiejszych zachowań w izolacji. Patrząc na niektóre wiedziałem, że są jak mój kolega ze studiów, są jak bakteria. Mój kolega z pokoju w akademiku zawsze mówił: Ja, widzisz jestem jak bakteria, lubię mieć ciepło, być najedzonym do syta i wtedy mogę się już tylko rozmnażać. Zdaje się, że niektóre susły są jak duże bakterie. Jednak zrozumieją dopiero czym jest wolność, kiedy w lipcu zostaną wypuszczone do środowiska. Pamiętacie bajkę Ignacego Krasickiego „Ptaszki w klatce”?
«Czegoż płaczesz? — staremu mówił czyżyk młody —
Masz teraz lepsze w klatce niż w polu wygody».
«Tyś w niej zrodzon — rzekł stary — przeto ci wybaczę;
Jam był wolny, dziś w klatce — i dlatego płaczę».
I tak to jest z wolnością. To nic, że na polu lis i sokół. To nic, że nie ma marchewki i jabłek. Jest za to wiatr, zero ograniczeń i wolność. My też docenimy to wszystko, kiedy się skończy ta paskudna epidemia. W tym małym świecie susłów w wolierze jest jednak trochę inaczej. Tutaj ciągle ktoś im podrzuca jedzenie ze świata zewnętrznego, a najtrudniejsze warunki przez parę miesięcy mogą spokojnie przehibernować. To nic, że zjedzą trawnik… Najważniejsze jednak, że trzymają dystans i każdy się trzyma swojej nory.