Jak dogrzewa się perkozek?
Małe oczko wodne z dodatkiem trzcin i oczeretów. Gdzieś w gąszczu starych źdźbeł, ktoś raz po raz głośno chichocze. To nic, że szaleją krzyżówki, to nic, że łabędzie szukają miejsca na gniazdo, to nic, że żuraw i gęgawa siedzą już na jajkach, komuś w tym trzcinowym buszu jest do śmiechu. Czasem wyskoczy na chwilę na otwarte lustro wody, hyc i już pod wodą. Nie przeszkadza mu myszołów polujący na płazy, nie obchodzi go łyska. Jednak, gdy tylko z innej pary odezwie się drugi osobnik, nasz mały bohater dostaje lekkiego podenerwowania. Gna na drugą stronę oczka, wraz ze swoją partnerką i głośno chichocze pod trzcinami rywali. Po czym ze spokojem wraca do swojej kępy. Dziś było bardzo zimno i z przyjemnością obserwowałam, w jaki sposób perkozek, bo o nim mowa ogrzewa swoje małe ciało. Po każdym nurkowaniu odwraca się kuprem do słońca i jak samolot klapy tak on pióra na kuprze unosi do góry i zastyga w bezruchu chłonąc tyłem ciepło słońca. Zimo dziś było, fakt, ale było słońce i perkozek doskonale wykorzystywał swoje „panele słoneczne”. W najbliższych dniach opowiem o nim jeszcze jedną historię, raczej herpetologiczną.