Odrzański czapliniec
Tak się składa, że od liceum jestem w tym odrzańskim czaplińcu praktycznie każdego roku i każdego roku nie mogę napatrzeć się na cały ten wielki „taniec z czaplami”. W zasadzie mógłby być tam taniec z szablami Chaczaturiana (nie wiem czy Państwo wiecie, ale ten ormiański/radziecki kompozytor studiował biologię! Przynajmniej jakiś czas.), bo rejwach tam zacny. W czaplińcu dzieje się bardzo dużo. Ciągły ruch, okrzyki, trochę utarczek o gałązki, noszenie materiału na gniazdo, ale w niektórych gniazdach zaczęło się już wysiadywanie. Kiedy jakiś wędkarz (ten, który nie mógł znieść kwarantanny), puszczał radio na full czaple podrywały się, kołowały i po chwili wracały. Ważny był dla nich impuls, potem już trzymały się znów swoich pozycji. Oczywiście wchodzenie do kolonii nie jest w tej chwili potrzebne i wszystko można obejrzeć z daleka. W kwietniu jednak policzę gniazda i wtedy wejdę pod drzewa (może w kasku). Dziś kilka obrazków z czaplińca, w którym gotują się siwe w swoich gniazdowych garnkach.
Piękne !