Zaczarowany świat czarek
W szarościach końca zimy, czy jak kto woli początku wiosny spotkanie z czarką wydaje się urastać do odwiedzin sklepu jubilerskiego. Świeżość szkarłatu we wnętrzu tego grzyba sprawia wrażenie rubinowych precjozów, a z drugiej delikatne pastelowe pomarańcze zewnętrznych brzegów tych małych mis, sprawiają, że masz poczucie obcowania z czymś unikalnym, czymś absolutnie pięknym. Oczywiście, to moje subiektywne wrażenie, które nasila się na przedwiośniu, kiedy mózg oczekuje już wybuchu wiosny, a słabo zimowa rzeczywistość trwa sobie ciągle jeszcze w zszarzałym anturażu. Nie zjadam ich, choć są jadalne, bo nie je się zachwytu. Warto pamiętać, że czarka była chroniona do 2014 roku i to że się skończył zakaz nie spowodowało, że czarka stała się maślakiem. Zresztą przez lata była dla mnie czarką szkarłatną, ale jak to w systematyce bywa, nowe odkrycia pozwoliły na podzielenie tego gatunku na kolejne. W zasadzie na fotografii powinna być, zatem czarka austriacka i na tym poziomie pozostanę. Oznaczenia głębsze, zdaje się wymagają powiększeń mikroskopowych, lub przynajmniej mocnych binokularów. Zostawiam to mykologom z dużym doświadczeniem. Dla mnie wystarczy, że coś mnie zachwyca i dostarcza mi przyrodniczych wrażeń. Kolor wnętrza czarki daje też wrażenie, że chwilę wcześniej, ktoś pił z niej dobry shiraz, być może kupażowany cabernet sauvignon. Ten akurat grzyb kojarzy mi się z małżowinami usznymi, ale garncarstwa, jubilerstwa, bombkarstwa, enologii i zapewne różnej maści morfologii w tym prostym organizmie, każdy się doszuka. Nie wystarczy patrzeć, dobrze jeszcze coś zobaczyć. Hipokamp to chyba lubi. Oby! W każdym razie obecna zima jest dla czarek idealna. Zastawa pośród wierzbowych czy też klonowych gałęzi, porozrzucanych na dnie wilgotnego lasu, właśnie jest dobrze rozłożona. Tylko patrzeć.