Łabędź arystokrata
Zmaganie się własnymi strachami zostało pięknie pokazane w filmie Darrena Aronofsky’ego „Czarny łabędź” z kreacją Natali Portman. Ci co oglądali zapewne wybaczyli nawet specjalne efekty z postprodukcji. Ważniejsze było to, co działo się w „Jeziorze Łabędzim”. Ja zastanawiam się jednak jak bardzo łabędzie inspirowały twórców na przestrzeni lat. Oczywiście Czajkowski zrobił dla tych ptaków chyba najwięcej, a może jest zaraz po Brzydkim Kaczątku Andersena. Dziś przyzwyczailiśmy się do stad łabędzi na polach, trochę nam się opatrzyły, trochę nam się pomieszały w oczach nieme z krzykliwymi i magia tajemniczych ptaków została dość mocno obnażona. Całkiem niedawno, bo w czasach Włodzimierza Puchalskiego (album „W krainie łabędzia) sfotografowanie tego ptaka nie było takie proste, a jeziora, na których więcej par wyprowadzało młode obejmowano ochroną rezerwatową. Myślę, że ci wszyscy artyści usiedli kiedyś nad brzegiem zbiornika i zachwycili się gracją, z jaką pływają łabędzie. Na polach niezdarne, ociężałe i takie drobiowate, na jeziorze czy stawie już arystokratyczne, piękne i z wielką gracją. Ja ciągle patrzę na nie z wielkim zachwytem. Wydaje mi się, że to ich szyja czyni je modelami jezior, nadaje im wdzięku i jakiejś ptasiej nonszalancji. Mam jednak wrażenie, że w ostatnich latach, wysychające starorzecza i inne zbiorniki wodne mogą wpłynąć na liczebności tych wielkich ptaków, zatem cieszymy się z ich obecności ciągle jeszcze tak licznej.
Nie mogę się napatrzeć na strukturę wody, tyle delikatnego blasku, który chwilami wygląda jak miękki, błyszczący kożuch. Filmu “Czarny łabędź ” jakoś nie lubię. Za to fotografia urokliwa bardzo.