Grudniowe wędrówki pływaka żółtobrzeżka
Jakież było moje zdziwienie, kiedy na niebie pojawił się lecący obiekt, a potem zderzył się ze ścianą piasku. Mało tego, po twardym lądowaniu, ów pojazd znów wystartował, tyle że na pieszo. Pokoziołkował kilka razy pod skarpą, po czym zatrzymał się, obrócił w kierunku słońca, uniósł się na przednich kończynach i zdaje się, zaczął ładować swoje bateryjki. Widać, że pokrywy nie przepuszczają zbyt wiele ciepła i że trzeba trochę mniej chronionego spodu odwłoka wystawić na promienie słoneczne. Dobrze to pokazuje odbicie ciepła w kamerze termowizyjnej, gdzie najjaśniej jest między głową a odwłokiem. Pływak jeszcze kilka razy obrócił się idąc w dół. Chwilę przystawał, grzał się i szybko zniknął mi gdzieś w gęstej, jeszcze zielonej trawie. Cóż, w grudniu widziałem kiedyś pływaka, ale pod wodą, nawet pod lodem. Natomiast takiego podróżnika o tej porze roku jeszcze nie wiedziałem. Nie ma co się jednak dziwić, na termometrze było dziś u mnie 14oC.
Ja za to obserwowałem dzisiaj aktywną jaszczurkę nad rzeką. Ot taki grudzień wiosenny