Powroty
Cały dzień szlajania się po oziminach, rzepakach i rozległych ścierniach po kukurydzy. Dzień krótki, trzeba jeść, jeść, zimować. Przed końcem dnia, kiedy słońce już tylko oświetla horyzont gdzieś za lasem, robi się nerwowo. Pojedyncze gęsi, małe klucze i większe stada dolatują do reszty na wielkich, otwartych polach. Słychać chór gęgających ptaków. Nie setki, a tysiące. Niebo robi się czarne. Chmury przykrywają pchające się do przodu gwiazdy. W pęknięciach nieba snuje się światło różów i pomarańczy. Przefiltrowane wieczorem. Nagle, kiedy temperatura strachu osiąga maximum, gęganie zaczyna zmieniać się w potężny furkot tysięcy skrzydeł. Wszystkie jak na komendę wzbijają się w ciemne już powietrze i nikną w nocnym klimacie. Wszystkie rozpędzone, wszystkie wyżej i wyżej, wszystkie z mojej Doliny Łachy pędzą na wschód, by napić się wody i spędzić długą noc na bezpiecznym mule spuszczonych Stawów Milickich. My najczęściej wracamy na noc do domu głodni, u nich noc z pełnym żołądkiem. Za to rano szybciutko na pola, to już za trochę ponad 10 godzin…