Kania pod pierzynką
Czas babiego lata przyszedł w październiku. Czas podróży, czas poszukiwania nowego miejsca. Jeszcze wczoraj łąki bez pajęczyn, dziś wszystko wyścielone delikatnym jedwabiem. Nie widać go tak od razu. Trzeba położyć się na ziemię, spojrzeć dwadzieścia centymetrów ponad trawę i nagle cała łąka świeci pajęczymi światłowodami. Faluje nimi wiatr i pozornie pusta przestrzeń wypełnia się fizyką fali. Każdy podmuch czyni w jedwabiu doliny i szczyty. Wszystkie razem, każda nić z osobna, ma dziś swój czas. Jutro rano krople rosy zakołyszą delikatność i na babie lato poczekamy do następnego roku. Upalny, październikowy dzień zaskoczył raz jeszcze czasem podróżnym. To największa liczba statków powietrznych, jaką wydała natura w naszej strefie. To czas babiego lata. Małe pająki szukają dla siebie przestrzeni. Każdy z nicią ratunkową (przędną) liczy, że trafi w jakieś, nowe płynące mlekiem i miodem (muchówkami i błonkówkami) miejsce. Każdy liczy na raj i puszcza się w świat nieznany, obcy może, może bardzo odległy.
Czas podróżny…jakoś mi się skojarzył z “Biegunami” Olgi Tokarczuk.
Piękny, refleksyny opis.
Przesycona światłem, trochę jak podwodna fotografia. Śliczna.