Motyle wybrały bluszcz
Połowa października to nie jest jakiś szalony czas motyli. A jednak! Dziś 22 stopnie i afrykańskie powietrze ukazały mi, co w bluszczu piszczy. Zaczęło się od porannej obserwacji ceika, który chłonął wilgoć ze świeżo odsłoniętej gleby w ogrodzie. Potem, w oddali przemknął jakiś bielinek. Myślałem, że te jesienne ostatki na tym się skończą. W południe, nagle cały świat zaczął kręcić się wokół starej gruszy porośniętej kwitnącym bluszczem. Pszczoły, osy i …motyle! Admirały kręciły się nieustanie z kwiatów bluszczu na wilgotne klepisko podwórka i spijały wilgoć z drobnego tłucznia. Tam i z powrotem. Jedzenie i picie, jedzenie i picie. Frekwencja była bardzo duża, choć wielkiego wyboru nie było. Był tylko bluszcz. Pośród kwiatów bluszczu, w wielkim skupieniu żerowały osetniki. W zasadzie nie powinno ich już być. Mamy jednak rekordowy rok rusałki osetnika, więc od wiosny dominuje nam ten gatunek, to i na jesień choć jeden osobnik musiał pozostać. Czasem nasz osetnik przysiadał na wilkach gruszy, kładł na dół skrzydła i ładował bateryjki w jesiennym słońcu, po czym wracał na bluszcz. Inna strategia. Jedzenie bez picia. Jak widać, każdy musi wybrać swoje by jakoś żyć. Admirał, osetnik, ceik dokonały wyboru. Bielinek zajęty lataniem znów nie pojadł. Każdy wybór ma swoje konsekwencje. Oportunizm osetników, pełna trąbka admirałów, przyziemny świat ceika i wolność bielinka – Lepidodarium.