Czarny Książę o brzasku
Odleciały już żurawie, czaple rozstawiły się pod trzcinami. Kaczki jakby zapomniały, że robi się jasno, kręciły piruety na wysychającym bagnie. Wszyscy jedzą. Nawet samotnik zanurzył się po brzuch i sondował czarną breję pod oczeretami. Śniadanie podano. Wtedy na mulistej łasze wylądował on. Spokojnie poprawił pióra, uczesał skrzydła, pomiział się po karku i w swoim smokingu ruszył do tlącej się piórami, niebieskiej wody. Nie dziobał jak żurawie, nie strzelał głową jak czaple. Książę zanurzał dziób w nagrzanej upałem zupie i zamaszyście zamiatał akwen. Co jakiś czas przełykał nieboraka ciernika, czasem kijankę i parł do przodu. Potem przerwa, poprawa garnituru, płukanie dzioba i powrót do wytwornego polowania. Słońce jeszcze nie wyszło znad lasu a woda trwała jeszcze w nocnej zadumie, którą czarny rozdzierał dziobem, jakby chciał zrzucić całą, przesyconą snem pościel. Zwykłe bagno nabrało jakiegoś niewyobrażalnego czaru i elegancji. Czarny Książę zakończył swoje polowanie i ulotnił się po angielsku. Duch bagiennego oczka odleciał niezauważony.
Na nosie, jak widać z opisu.:-)
Te bąbelki na wodzie i te kropelki na dziobie, cudne ujęcie wspaniałego ptaka!
Ten też mi zagrał
Piękny opis, szczególnie zdanie o rozdzieranej dziobem nocnej zadumie, żeby zrzucić całą, przesycona snem pościel. Perełka!