Proszę o reflektor w moją stronę
Zdarzają się czasem sceny, które mógłby zagrać tylko dobry aktor. Sceny dramatyczne. Taka chwila była właśnie w ciemnym borze. Czekałem na ważki. Ukrop lał się i z nieba i z ziemi. Oczy zalewał mi piekący pot. Gdzieś z daleka słychać było syrenę straży pożarnej. Między sosnami wędrowały długie kosmyki rudego już światła. Długi patyk leżał od dłuższego czasu na gliniastej ścieżce. Scenografia minimalistyczna. Nagle na końcu kija, który tkwił w głębokim cieniu pojawił się rudzik. Stał w tej ciemnicy dłuższą chwilę. Czekał na swoją kolej. Nad nami usiadła sójka i zaczęła dość rytmicznie pojękiwać. Od pierwszego jęku rudzik zaczął podskakiwać i kierował się dokładnie w moją stronę. Sójka cichła, rudzik zatrzymywał się. Włączył się samiec zięby, rudzik znów zaczął podskakiwać i zatrzymał się dokładnie po przeciwnej stronie zaglinionego patyka. Gdy osiągnął koniec sceny, między drzewami przesączyło się światło i strzeliło w niego niczym reflektor teatralny. Maszynista obsługujący słońce wycelował dokładnie w rudzika. Ten wypiął się, podniósł głowę i zaprezentował swoją rudość całemu borowi. Trwał tak długo jak kosmyk światła otulał jego pióra. Zachwiał się nieco jak po alkoholu, ale trzymał fason do końca. Gdy światło zgasło za pniami sosen, rudzik zszarzał, pochylił się i wrócił do przeszukiwania ściółki. Miałem jego cichy monodram tylko dla siebie. Zagrał najpiękniej jak potrafił.
On nie grał on był sobą
dla mnie zagrał
No właśnie, a gdyby Pan to sfilmował byłoby i dla nas. Śliczny jest, mam takie u siebie też. Obok pliszki, rudzik stoi na tym samym podium pod względem urody oczywiście. Świetlik świętojański mi wczoraj wpadł do okna i świecił jak laserem, myślałam, że umrę ze strachu zanim go odkryłam. U Pana też są?
są