Cierpienie sznurkowej ofiary
Ta fotografia mówi wszystko o problemie plastikowych sznurków…
Wróbel, który wikłał swoje gniazdo w szczelinie pod dachówką przyniósł do gniazda fragment sznurka. Zapewne przy wysiadywaniu, czy podczas nocy jego noga oplątała się sznurkiem. Na ścianie widać ile szamotaniny, krwi i cierpienia kosztowało ludzkie niedbalstwo, śmiecenie. Cięgle dziwi mnie, że teraz, kiedy jesteśmy w Europie, kiedy mamy dostęp do Internetu, do wiedzy, ciągle wyrzucamy śmieci do środowiska. Ostatnio z małego auta, które jechało przede mną wylatywały śmieci do rowu. Zjadł „kebaba” i wyrzucił opakowanie. To takie proste. Małe butelki po alkoholu trafią do jednego z naszych rezerwatów, który położony jest przy drodze. Wytłumaczenie jest proste (widziałem na własne oczy) – kierowcy ciężarówek wracają do domu i na kilka kilometrów przed nim piją małpkę i wyrzucają butelkę do rowu w rezerwacie za lasem. Moc jest, żona nie widzi. Do rowów trafiają też kubki, tacki i cały ten plastikowy syf. Trafiają też różne linki, sznurki, trytki itd. Wzdłuż tych rowów przydrożnych spacerują mamy z dziećmi, dzieci bawią się w tym syfie, a ptaki zbierają w nim sznurki. Jest symbioza.
Pozostawiam do przemyślenia. Żyje nam się lepiej niż za komuny, ale rozumu nie przybywa, statystycznie.
Może w czasie dużej oglądalności w TV, ktoś powinien tłumaczyć ludziom jak żyć. Że trzeba myć ręce, że trzeba się wykąpać, nie wyrzucać śmieci itd., a dopiero po tym niech śpiewa jakiś Zenek. I tak każdego dnia. Potrzebny asystent zwykłego życia.
Niech ten wróbel i krew na ścianie przemówią do rozsądku.
Akcję „Zbieraj sznurki – chroń bociany” prowadzi Fundacja Przyrodnicza „pro Natura” przy udziale Grupy Energa.