Wiosenne klenie, jazie i jelce
Nad wodą zrobiło się nieco cieplej. Jak z zaświatów pod powierzchnią zaczęły pokazywać się klenie, jelce i jazie. Kleni wydaje się być najwięcej. Patrzyłem jak dotykają pyskami szklanego sufitu. Jak próbują schwytać spadające z drzew bezkręgowce. Zasysają wszystko, co przebiera nogami na powierzchni w swoim życiowym, ostatnim dramacie. Zawieszone w toni, regularnie zbliżają się do powierzchni i „cmokają” smużące owady i pajęczaki. Pierwsza myśl jaka mi do głowy przyszła to „wyrocznia”. Wielka ryba decyduje o losie maluczkich. Co ciekawe nie wszystkie stawonogi były zjadane. Niektóre płynęły z nurtem i ratowały się na przybrzeżnych roślinach. Czy tylko głód decydował o losie ofiary? Czy może smak? Chemia wydzielana do wody powodowała ochotę na kęs lub nie. Nie było z nimi pstrągów, które reagują gwałtownie. Te karpiowate, które obserwowałem miały czas. Wolno płynęły do sufitu i punktowały z wielkim spokojem. Powolny dramat owada wyzwalał powolne decyzje drapieżnika. Makabryczna sielanka.