Budowa pod szczególnym nadzorem – Inspektor Wrona
Uśmiechnąłem się, kiedy sprawowałem ostatnio nadzór przyrodniczy na jednej z budów. Sprawdzałem, czy przypadkiem nie ma tu ptasich gniazd, czy jakieś zwierzęta nie przebywają w zasięgu przewidywanych prac. Miałem wrażenie, że ktoś na mnie patrzy. I to nie jedna para oczu a dwie. Zakres mojej pracy, to bardzo wąski, na kilkanaście metrów, fragment terenu. Zakres pracy moich obserwatorów okazał się wielokrotnie większy. Kiedy jedna wrona łamała gałązkę na gniazdo, poza moim obszarem zainteresowań, druga przylatywała blisko mnie. Udawała, że żeruje i robiła wszystko bym na nią patrzył. Za moimi plecami słyszałem trzask. Spojrzałem. Wrona łamiąca gałęzie skierowała dziób w niebo i też udawała, że się nic nie dzieje. Odwróciłem się do „zagadującej”, ale kątem oka widziałem, jak wrona niesie gałązkę, zataczając ogromny łuk dla zmylenia i przysiada w kępie wysokich drzew, daleko za moimi plecami. Wleciała w drzewa tak, że ledwo dostrzegłem, jaki adres miała złamana gałązka. Blisko czubka strzelistej topoli było już kilka gałązek. Fundamenty gotowe. Musiałem zostawić wrony by skończyć swoją pracę, ale one ornitologa nie zostawiły. Jedna z nich ciągle mnie „zagadywała”. W końcu pozostawiłem swoje miejsce pracy. Odszedłem dość daleko i patrzyłem, co się wydarzy. Lornetka trochę zacierała dystans. Obie wrony natychmiast wzięły się do noszenia gałązek. Leciały krótką trasą i działo się to bardzo efektywnie. Fundamenty zamieniały się w już zalanie podłogi. Postanowiłem wrócić na dróżkę w pobliżu ich gniazda. Znów się uśmiechnąłem. Obie wrony przyleciały blisko mnie i ze spokojem zaczęły spacerować po skarpie. Nie chciałem ich niepokoić i podchodzić blisko budowanego wroniego domostwa. Udałem, że nie wiem co się dzieje na ich budowie. Zacząłem odchodzić. Krok po kroku. Wrony odprowadziły mnie w bezpieczne dla nich miejsce. Jedna znów zaczęła łamać w oddali gałązki, druga „zagadywała”. Odszedłem zupełnie daleko. Lornetka niewiele już pomagała w obserwacjach. Widziałem jednak jak dwa szare punkty, co jakiś czas leciały do topolowej kępy drzew. Krukowate słyną z dużej inteligencji. Dłuższa chwila spędzona z wronami uświadczyła mnie w tym przekonaniu jeszcze bardziej. Doskonale zagrały swoje przedstawienie. Poczułem się trochę drapieżnikiem robionym w konia. Brakowało mi tylko mimiki „twarzy”, jedna z tych wron musiała być urodzonym Louisem de Funès. Wymowne ruchy głową, spacer – ale nie spacer, dziobanie kamyczków, patrzenie w kompletnie inną stronę niż budowane gniazdo, słowem dobry spektakl. I to kręcenie głową i patrzenie w niebo. Patrzyłem w niebo jak ona i widziałem tylko… niebo. Za którymś razem złapałem się na tym, że jak ona wykręcała głowę na bok, ja robiłem to samo – oczywiście i w niebo! Dla mnie trochę komedia, dla nich raczej hipotetyczny dramat. Dmuchały na zimne.
Uwielbiam wrony, są takie mądre. W przeciwieństwie do gołębi zawsze trzymają dystans od człowieka, czasem przesadnie, wystarczy tylko dłużej patrzeć, by wronę spłoszyć. To ich zrzucanie orzechów na asfalt z dużej wysokości albo pod koła samochodów, celem rozłupania – boskie! Udawanie, że ja tu tylko tak tego…, a tak naprawdę czeka, aż ktoś – intruz – przejdzie dalej i wtedy siup, wraca do swojego łupu. No i tak ogólnie – to bardzo piękne ptaki
Tak, nie można im zabierać inteligencji. Radzą sobie doskonale. Choć z wielu miejsc się wycofały.