Czekając na nią
Kiedy się wyśpisz w zimowym odrętwieniu, nadchodząca wiosna musi w twoim ciele hormonalnie zaszaleć. Wychodzisz z bezpiecznej kryjówki pod zbutwiałą, dębową kłodą i pędzisz prosto do najbliższego oczka wodnego. To nic, że woda ma tylko kilka stopni, to nic, że pierwsze promienie słońca zaczynają w tej wodzie gotować zupę z planktonu. Zresztą twoje kijanki tylko czekają aż się ta zupa ugotuje. Ty wiesz, że musisz tam być. Musisz być pierwszy. Tak myśli każdy samiec ropuchy szarej. Jeszcze tylko rozejrzę się po drodze na otwartym terenie. Może ją zobaczę jak podąża do wody. Zadarta głowa i śledzenie ruchu. Oj przyczepiłbym się do tej wielkiej amfibii wypełnionej taśmami skrzeku. Pusto jednak. Nic, żadnej samicy, nawet z kulawą nogą nie uświadczysz! Zatem do wody. Rów z podwodną plażą to najlepszy pomysł. Dobra widoczność w czystej, płynącej wodzie daje nadzieję na płazie wesele. Problem jednak w konkurencji. Kolejni chłopcy, zajmują w rowie strategiczne pozycje. Minąłem ich dziś kilku, którzy na widok moich przemarzniętych w wodzie dłoni nawet nie reagowali. Jak zaczarowani patrzyli pod prąd i czekali na cud. Jeden dał się sfotografować pod wodą, na granicy z mulistej poświaty. Podwodny, pusty świat z nadzieją na spotkanie. Poleżałem dziś przy nich trochę na podmokłej skarpie rowu i z ciekawością patrzyłem jak bardzo unoszą się na przednich kończynach, by widzieć więcej, by zwiększyć swoje szanse na przekazanie genów. To początek ropuszego szaleństwa, za kilka dni woda zagotuje się w ampleksusowym węźle i ten cud płazich godów obudzi wiosenne wody. Mój Ropuch czekał na swoje żeńskie przeznaczenie z wielką wytrwałością. Życzę mu by podtrzymał swój gatunek w obliczu zmian klimatycznych.