Czas czarnego
Kępa buków na skraju morenowego zbocza. Kilka z nich z całą serią starych dziupli po dzięciole czarnym. Za głową siniaki nawołują już głośnym, basowym „gołub”, a na suchym kikucie sosny dzięcioł duży wybija krótkie werble. Tuż nad samymi drzewami leci wielkie stado dzikich gęsi. Szorują nogami prawie po gałęziach, a las napełnia się trochę obcym dla tego miejsca gęganiem. Szum i gęganie stworzyły doskonały kamuflaż przylatującemu z daleka dzięciołowi czarnemu. Usiadł w swoim wieżowcu z otworami na jego miarę i głośno zakrzyczał rozdzierając las dźwięcznym lamentem. Dzień wcześniej widziałem wystający dziób nocującego w starej dziupli dzięcioła. W odpoczynkowym drzewie jest jedna, wielka przestrzeń. Dzięcioł wchodzi dolnym otworem, po czym idzie do góry i zagląda z kolejnych dziur. Ma swoją wieżę. Kilkanaście metrów dalej jest kolejna wieża z podobnymi otworami. Lęgów już tu nie będzie, ale warto sprawdzić, co się dzieje wewnątrz i czy siniaki czasem się nie osiedliły. Czarny był tak spokojny, że zaczął sobie dłubać w kolejnym drzewie. Wchodził i wychodził. Stukał, pukał, czasem sprzątał dziobem. Nieco dalej z wielkim hukiem upadł nadwyrężony na wietrze suchy konar dębu. Dzięcioł dosłownie zamarł. Odgiął się od swojego buka i nasłuchiwał. Trwało to dobrych kilka minut. Zastygł i nasłuchiwał. Trzask spłoszył też koziołka, który wyrwał nie oglądając się do przodu. Dzięcioł jednak trwał w zastygnięciu. Kiedy zaczęły śpiewać zięby, cicho zaintonował pełzacz i bogatka zakrzyknęła na całe gardło, dzięcioł ożył i wrócił do prac rzeźbiarskich. Nie trwało to jednak długo, gdzieś z daleka zakrzyknął inny czarny rzeźbiarz. Tym razem mój bohater nie czekał ani chwili. Strzelił w kierunku intruza i skończyła się chwila podglądania fachowca. Był, kuł, znikł. Czarny duch buczyn, miłośnik starych drzew.