Takiemu zawsze jest zielono, ale nie zawsze do śmiechu
Dostrzegłem tylko ruch. Zielone w zielonym. Z zielonej ciągle trawy pojawiał się i znikał przedmiot w kształcie kiwaka szybu wiertniczego na polu naftowym. W górę i w dół. Zacząłem liczyć pod nosem do trzech. Raz – głowa w górze, dwa, trzy – dwa dziobnięcia na poniżej poziomu trawy. Samica patrzyła na mnie z pewnej odległości, ale to nie ja ją niepokoiłem. Złym był tym razem kot. Okazało się, że kota pilnują sikory i zięba. Gdy kot robił dwa kroki, drobne ptaki podnosiły głos. Dzięcioł zielony wystawiał wysoko głowę i „napatrywał” (często mówią tak ornitolodzy podczas podniebnych obserwacji ptaków). Jednak kot zobaczył mnie. Powstała wygodna dla mnie sytuacja patowa. Dzięcioł żerował i zerkał, kot patrzył w moją stronę i się oblizywał, a drobiazg na krzakach patrzył na kota. I kiedy myślałem, że zatopię się na dobre w zieleni, do pobliskiego zadrzewiania cichaczem przyleciał samiec jastrzębia i całe towarzystwo zrobiło fruuu. Kot patrzył na mnie z wyrzutami. Dzięcioł poleciał do starego sadu, a jastrząb w ałyczach udawał, że go nie ma. Taka chwila. Warto wrócić przy tej okazji do sadu. Wszystkie opadłe jabłka (niezagrabione jesienią), które zostały pod drzewami są teraz doskonałym żerowiskiem właśnie dla dzięciołów zielonych, kosów, kwiczołów, sikor a czasem i sójek. W rozkładających się owocach są larwy owadów, trochę zimujących imago i to powoduje, że ptaki chętnie odwiedzają stare podjabłonia.
No właśnie dlatego mam sójki, kosy i sikorki, bo tona jabłek została pod drzewem, ale dzięcioła w tym roku brak. Jeszcze jest para sierpówek i jedna wielka sroka. Ciekawe, czy pojawią się bażanty jak w ubiegłym roku.