Każdy chce mieć wymarzoną choinkę…
Przemieszczałem się po kilku miejscowościach, w których mijałem sporo punktów sprzedaży choinek. W jednym z nich jakiś pan trzymał dwie choinki za czubki i z przerażeniem na twarzy dokonywał wyboru. Obie prawie identyczne. Stałem na przejeździe kolejowym i miałem sporo czasu by obejrzeć całą scenkę. Patrzył, szukał wzrokiem pomocy u sprzedającego i nic. Dwa prawie identyczne drzewka były tak piękne, że zatrzymały pana w pozie pomnikowej. Oczywiście w głowie dorobiłem sobie całą historię, że pan boi się wracać do domu z tą brzydszą, że podpadnie rodzinie, że może miał kupić wyższą, ale finanse nie te. Dylemat wyborcy. I tak sobie uśmiechałem się nad losem osoby wybierającej. W duchu życzyłem panu, aby wszyscy byli dumni z jego wyboru, wtedy i on sam poczuje się lepiej. Po jakimś czasie zatrzymałem się na chwilę przy sikorach. Kiedy jedna z bogatek złapała dwa czubki suchej gałęzi, od razu wróciła mi analogia nabywcy choinek. Sikora mało się nie rozerwała, ale trzymała się dwóch gałązek. Wybór z choinką w tle. Pewnie jeszcze w najbliższych dniach wiele osób będzie stało w rozkroku – świerk czy jodła, a może sosna, żywa czy sztuczna, niska czy wysoka…Sikora wybrała zasuszonego owada i poleciała dalej.
Najlepiej wcale, a jak już to można sobie kupić w doniczce i mieć na parę lat jak już ktoś musi mieć żywe drzewko. Ma wtedy na parę lat. Jestem przeciwniczką ścinania na święta drzewek. Raz jedyny zrobiłam to parę lat temu na własnej posesji i pożałowałam tego czynu, świerk po wyrzuceniu jeszcze nie zgubił igieł do lata. Przyrzekłam sobie, że nigdy nie zafunduję sobie ściętego drzewka, można sobie darować na te parę dni. W końcu same gałązki też mogą być, liczy się zapach, a ozdabiać w dzisiejszych czasach to można różnie, liczy się pomysł i oświetlenie. Można też na dworze ozdobić sobie drzewko i patrzeć przez okno.