Modlitwa raniuszka
W naszym życiu spotykamy różnych ludzi. Jednych zapamiętujemy na całe życie, o innych wolelibyśmy zapomnieć. Gdy przychodzi ten moment, kiedy odchodzi ktoś, kogo znamy zawsze robi się nam/mi jakoś nieswojo. Być może nie zdążyłem mu za coś ważnego podziękować, być może nie zdążyłem wytłumaczyć własnego postępowania, być może nie zdążyłem go pochwalić, być może nie zauważyłem jego starań, być może nie doceniłem jego umiejętności…W życiu nie ma zbyt wielu szans na załatwienie wszystkich spraw wynikających z relacji. Czas pcha nas gdzieś dalej w życie, w poznawanie, w zrozumienie, w doświadczenie. Patrzyłem na raniuszka w jesiennym anturażu. Był bardzo ruchliwy, zwinny i sprytny. Cały czas trzymał się stada sikor, innych raniuszków i mysikrólików. Taki bardzo żywy ptaszek. W pewnym momencie został na dłuższą chwilę na gałązce i zastygł jak w jakiejś modlitwie. Pomyślałem sobie, że ta ruchliwa kulka nadziana na długi ogonek, znalazła czas na odpoczynek, na zastanowienie się co dalej. Gdy pstrykałem fotografię, za plecami pojawił się starszy pan, z piwem w ręku i zapytał co ja tam fotografuję. Gdy usłyszał, że raniuszka wzruszył ramionami i wyznał – zbierałem grzyby i ukradli mi rower. Mam daleko do domu. Zostawiłem raniuszki, wrzuciłem bardzo przeterminowanego pana do auta, zmieniłem swoje plany i zawiozłem pod jego wieś. Podziękowałem mu, że zdążyłem mu pomóc. Wzruszył ramionami i powiedział, że w tym roku jest mało kozaków i prawdziwków. Uśmiechnąłem się i zrozumiałem, że wszedł w moje rozmyślania z raniuszkiem i zupełnie nie rozumiał, dlaczego go odwiozłem. Oprócz mocnego zapachu zaczął na koniec wydzielać także uśmiech. Warto zdążyć.
Poza wszystkim innym bardzo pozytywnym, fotografia śliczna.
<3