Odlatują na południe – szlaczkonie sylwetniki
Wczoraj na łące, zamigotało mi charakterystycznymi pomarańczami i cytrynami… kilka motyli, potem jeszcze kilka i w sumie było ich kilkanaście. Samce jak nakręcone kręciły się po łące w poszukiwaniu samic. Jedna para zalecała się do siebie pięknie potrząsając skrzydełkami. Nie miałem ze sobą aparatu, bo wizyta była związana z zarządzaniem społecznymi rezerwatami (koszenie, wypas, planowanie wycinki podrostu olch itd.). Potem pojawiła się ciemna chmura i zrobiło się zimno. Szybkie sylwetniki zapadły się pod ziemię. Zero motyli. Dziś, tuż po południu, zjawiłem się na łące i ku mojej radości te dość rzadkie motylki znów urzędowały na żółtych kwiatach. Susza spustoszyła okolicę, ale w jednym z naszych rezerwatów pojawiło się sporo jesiennych kwiatów. Brodawniki rozpanoszyły się na ciepłych, piaszczystych fragmentach łąki i przyciągnęły do siebie nektarolubnych konsumentów. Sprawa z sylwetnikiem nigdy nie jest oczywista, bo trzeba zobaczyć wierzch jego skrzydeł. Nie dość, że fruwa on jak zwariowany i rzadko się zatrzymuje, to jeszcze rzadziej ma otwarte skrzydła. Przy żerowaniu, widać tylko złożone spody, które trochę naśladują płatki żółtych, kwiatowych koszyczków. Czasem, przy bardzo szybkim starcie któryś się otworzy i uchyli tajemnicy swojego gatunku. Były też formy jasne, a te to dopiero mogą przynieść jakiś zagadkowy gatunek. Ciekawe jak długo zagoszczą u nas i czy za chwilę nie odlecą na południe. W przyszłym roku przylecą do nas osobniki z południa. Jak widać nie tylko ptaki podejmują wędrówkę do ciepłych krajów.