Bez nich byłoby jakoś smutno
Czytam doniesienia o problemach wróbli z dość dużym niepokojem. Mniej pokarmu, bo mniej drobiu na podwórkach. Mniej schronień, bo nowe szczelne dachy. Mniej wróbli, bo mniej ekstensywnego rolnictwa. Mam wielkie szczęście, ponieważ każdego dnia, przez okno patrzę na wielkie stado wróbli. Siedzą na pnączach, zjadają kolorowe kwiaty milinu i świergolą. Nie wyobrażam sobie poranka bez ich szalonego życia. Znają wszystkie przewody energetyczne, anteny, kable telefoniczne, izolatory na słupach. Są muzyką dla wsi, są ruchem i całą dynamiką. Bez nich wieś stanie się jakby pusta, jeszcze wolniejsza i jeszcze bardziej odizolowana. Naprawdę cieszy mnie, kiedy dotykam klawiatury, a kilkadziesiąt centymetrów nade mną wróble spijają wodę, która zbiera się po porannych chłodach na szybie. Zaglądamy do siebie nawzajem i cały czas trzymamy dystans, ale one się nie boją. Wróble doskonale wiedzą, że w pnączach są bezpieczne i mogę im tylko zrobić fotografię.
U mnie wróbli nie ma, pojawiały się zimą całym stadem wtedy gdy dokarmiałam ptaki, a od paru dni budzi mnie rano jakiś ptak swoim gwizdaniem. Pogwiżdże i odlatuje, nie chce mi się wstawać tak wcześnie i patrzeć jak wygląda, ale w ubiegłym roku takiego
,, gwizdacza” nie było. Mam za to jeża-biegacza Śliczna fotka na zakończenie wakacji i właściwie lata. Bardzo pozytywnie wpływa na zmysły.