Starość
Topola kończy swój żywot. Ten wielki pień obserwuję od blisko czterdziestu lat. Z każdym rokiem ubywa mu konarów. Każdy wiatr zabiera coś dla siebie, każda burza mierzy się z obwisłymi ramionami. Jeszcze kilka lat temu kilka gałązek, przyczepionych ostatkiem sił do pnia miało zielone liście. Małe serduszka topolowych zawieszek szumiały u boku wielkiego drewnianego ciała. Ostatni szum, trzepot i schyłek zmierzający do jesieni życia. W latach 80. ubiegłego wieku to drzewo miało kompletną koronę, tony liści i wielki, nietknięty grzybami pień. W sumie całkiem niedawno. Widziałem jak każdego roku, jeszcze we wrześniu zaczyna żółknąć, jak lecą z niej dywany liści i ścielą się u jej stóp, by zimą sczernieć i wtopić się kiedyś w jej korzenie. Wczoraj spadł kolejny konar, ostatnia długa ręka matuzalema. Drzewo jednak nadal stoi. Odwiedzają go myszołowy, kania ruda, trzmielojad, bielik, a w tym roku w miękkim drewnie szukał miejsca na dziuplę dzięcioł zielony. W szczeliny zaglądają dudki i pewnie nie mogą się doczekać skończonej roboty dzięcioła zielonego. Drzewo od około 30 lat umiera. Dostało czas, nikt go nie zetnie. Ma warunki by trwać. Ma warunki by godnie dokończyć swój drewniany żywot. Dziś rozpanoszył się w nim hubiak pospolity i produkuje ogromne owocniki. Nabiegłe koncentrycznymi przyrostami tworzą wielkie kopyta zimnokrwistych koni. Sygnalizują nadejście ostatniego, jak zmarszczki na ciele starca. Opanowane przez grzyby, toczone przez strzępki, twardo stoi na ziemi. Jest u siebie. Nie zmienia poglądów, nie dało się zaszczepić niczym pozornie szlachetnym i czeka spokojnie swojego końca. Dziś to wielki dom dla larw chrząszczy, dla wijów, prosionków, pająków i wszelkiej maści bezkręgowców, które magazynowaną przez lata energię zamieniają w swoje proste, acz kolorowe często życie. Czerpią z mięśni tego drewnianego kulturysty i mnożą się karmione jego dawnym życiem. Zmiana pokolenia. Kiedy ostatnie suche gałęzie drżą w parkinsonowskim zespole, kiedy alzheimerowskie demencje zacierają ślady najlepszego czasu, wokół drzewa pojawia się nowe. Wyrastają młode dęby w cieniu dorodnych głogów, ku niebu pnie się jesion, lipa szykuje się do nowego szkolnego roku. Wszystkie swą soczystą zielenią, pełną życia otaczają stary pień i budują nowe. Nie ma co płakać, stare drzewa są po to byśmy mieli w sobie dużo pokory i spokoju. Są po to by cieszyć się z każdego kolejnego dnia, który mamy. Starość jest nagrodą i przekleństwem, ale tylko wtedy, gdy jest się w sile wieku, potem nie ma to wszystko znaczenia. Proces idzie w dobrym kierunku i nawet śladu nie będzie, którejś kolejnej wiosny. Tak ma być. Trzeba jednak uważać, bo z bliska czasem na głowę spadają konary.