Tajemnicza korzeniówka
Powykręcane sosny, rozwiane gałęzie i dywan szpilek na dnie boru, jakoś nie wskazują na cuda ukryte u stóp drzew. Owszem, stare zasuszone przez zimę łodygi jasno wskazywały mi przez mijający sezon, że coś się tu w końcu wykluje. Gustowne, woskowate łodygi, jak małe węże zaczęły wypełzać ze swego podziemnego świata. Wszystko po to, by wydać kwiaty, zapylić się pyłkiem innej rośliny i rozsiać nasiona. Istna seksmisja! Potem hyc i znów żyć w porozumieniu z grzybami gdzieś pod ziemią, wokół korzeni sosny. Czas to niezwykły dla korzeniówek. Wychodzą jak jakieś ciała zrodzone w ciemnościach. Nie potrzebują chlorofilu, karmią się w kolaboracji z grzybami z rozkładu materii organicznej i mikoryzy z drzewami. Ponoć, bo nie do końca jest jasne, czy to saprofit czy pasożyt. Może pośredni pasożyt? Widać wyraźnie jak jeden osobnik wysyła na powierzchnię swoich zwiadowców. Te sterczą jak peryskopy i czekają na pyłek. To dobry czas na obserwację tych niezwykłych roślin. Najpiękniej wyglądają sauté, kiedy na szpilkowej patelni są zupełnie same. Trochę w nich kosmiczności, trochę tajemnicy, ale najwięcej piękna. Dodam tylko, że ich kłącza pachną delikatnie wanilią.