Pole oksymoronów
Od czterech lat mijam z daleka pewien ugór, który każdej wiosny rozkwita na żółto. Z drogi dość daleko. Kolor żółci sprawia, że noga z gazu spada, ale natłok innych rzeczy, pcha mnie w codzienność. Dziś było inaczej. Pojechałem na wielkie, żółte pole. Pole pełne kwiatów i pełne jednego skowronka, który robił wszystko bym poczuł tłum wokół. Z bliska żółty kolor nie wyglądał już tak efektownie. Rośliny były od siebie oddalone, podobnie jak piksele przy rozdzielczości 72 dpi. Z daleka obraz idealnie gładki, z bliska „pikseloza”. Całe pole porośnięte jest starcem wiosennym. I tu moje myśli popłynęły w oksymorony. Wiosna kojarzy mi się z czymś, co się rodzi. Raczej z okresem wczesnego dzieciństwa, niż z wiekiem podeszłym. Starzec to starzec, powinien kojarzyć się z jesienią. Jesienią życia. Trudami, lękami o jutro, o pogodę. Raczej z usychaniem, niż bujnym wzrostem. To trochę tak jakbyśmy się zastanawiali, w co się ubrać 25 listopada. Wiadomo, że za oknem kończy się ostatnie ciepło tego roku. Rok się starzeje. Tu jednak wszystko jest inaczej. Piękne kwiaty, w pełni kwitnienia. Młode rozwijające się listki. Delikatne, bez zmarszczek łodygi. Nawet włoski są juwenalne. Widać botanik, który kiedyś oznaczył rodzaj, nie przewidział, że ktoś będzie dyskutował z nazwą. Starzec wiosenny! Nie starzec żółty, nie młodzieniec wiosenny. Tylko starzec. Oksymoron, którym rozkwitło kilkadziesiąt hektarów. Zdaję sobie sprawę, że taka interpretacja może zaskoczyć czy nawet śmieszyć. Dziś jednak, fotografując uśmiechałem się i fotografowałem oksymorony. Bo miło robić rzeczy nieoczywiste.