Jak na sawannie
Zimny poranek. Słońce właśnie wyszło i oświetlało od wschodu rozległe, zamarznięte pola. Poczułem się jednak nie jak na tundrze, ale jak na sawannie. Przestrzeń, odległa dal i wielkie stado zwierząt biegające po tych rozległościach. W kadrze mniejsza część rozbrykanych danieli, reszta pobiegła z drugim bykiem za górkę. Grzały się trochę w promieniach słońca pod małym wzgórzem na środku pola. Trochę sosen i doskonałe miejsce do obserwacji. Trudno je podejść, choć sądząc po utrwalonych mrozem tropach, pojawia się tu czasem amator na wilczych nogach. Ciepłe promienie wirowały w zmrożonym powietrzu dając trochę wrażenie promieniowania cieplnego, stąd widoczność nieco rozmyta. Brakowało mi stad innych gatunków, brakowało czających się drapieżników, ale i tak jak na mroźny poranek podskakujące wesoło daniele zrobiły mi miły prezent.