Sok madarak – w stadzie bezpieczniej…
Tak reagują Węgrzy, gdy widzą dużo ptaków. „Sok madarak” to po prostu dużo ptaków. Tak mi się przynajmniej wydaje, bo w połowie lat 90. wyczytaliśmy taki zwrot z rozmówek polsko-węgierskich. Zresztą udało się nam zobaczyć, właśnie tam sporo ptaków, w tym nawet dropie. Dziś, za każdym razem, gdy widzę dużo ptaków przypomina mi się węgierskie określenie. Łapię się na tym regularnie. Bardzo lubię patrzeć na wielkie stada mew. Jest w tym coś niepokojącego i nie chodzi mi o proste skojarzenie z „Ptakami” Hitchcocka. Każdy, kto zobaczył ten film, może zakodować w głowie pewne niebezpieczeństwo, strach i raczej coś negatywnego. Chodzi mi bardziej o celowość bycia w stadzie. Mimo różnych gatunków, jakie widać na fotografii, stado zachowuje (mimo widocznej na zdjęciu entropii na pierwszy rzut oka) pewien ład. Podrywają się zaniepokojone, lecą razem, gdy pojawi się coś do jedzenia, generalnie reagują często jak jeden duży organizm. I właśnie w tym jest mój niepokój (pozytywny). Setki oczu widzą o wiele więcej niż para soczewek jednego osobnika. Zawsze wiem, że któraś z nich na mnie patrzy. Gdy do tego dodamy głos, możliwość reagowania i porozumiewania się zaczyna dopiero nabierać sensu. Zobaczymy niezwykłość takiego skupienia. Mimo, że dochodzi czasem do niesnasek, do darcia szat, kradzieży, to jednak bezpieczeństwo, jakie daje stado bierze nad wszystkim górę. Warto się dobrze poprzyglądać na wielkie stada szpaków, mew czy gęsi i zastanowić się nad byciem we własnym stadzie. Sporo wniosków można wyciągnąć z patrzenia na współpracę jaka się tam dzieje. Nie ma znaczenia czy srebrzysta, siodłata, młoda srebrzysta, siwa, z takim czy innym paskiem na skrzydle itd. Szat u mew jest sporo, ale stado pozostaje zwarte i gotowe do żerowania, odpoczynku czy unikania niebezpieczeństw. Wyszło mi z tego słowo na niedzielę, ale może mewy naprawdę mają rację trzymając się stada.