A kto to się tak skrada?
Łyska wieczorową porą udaje, że jej nie ma. Nie ogląda się, spogląda w różne strony i łypie na mnie okiem. Ja nie oglądam się, nie spoglądam w różne strony, a okiem patrzę przez wizjer. Ona myśli, że jej nie ma i ja staram się udawać przed nią i przed sobą, że mnie także nie ma. Każde z nas założyło czapkę niewidkę. Ona wierzy, że mnie oślepia zachodzące słońce, a ja wierzę, że to samo słońce mnie nie oświetla. Sytuacja wydaje się trwać w nieskończoność. Potem, gdy bezpieczna odległość została przez łyskę ustalona, zmieniają się reguły zabawy. Ona robi co chce, a skurcz mięśni robi ze mną co chce. Nie obowiązują nas te same zasady. Ja zawsze muszę grać tego złego, choć mam dobre zamiary. Ona zawsze będzie tą dobrą, ale na odległość. Dystans do różnych spraw daje bezpieczeństwo, ale zabiera bliskie relacje. Z drugiej strony, jeśli nie znamy się osobiście, to bezpieczna odległość daje nam czas. Daje bezpieczeństwo. Czas na podjęcie decyzji. Trwanie w skurczu, czy poruszenie się? To wszystko działo się w dzikim środowisku. Ta sama łyska na stawie w środku miasta, z pewnością skróciłaby dystans i oczekiwałaby ode mnie pokarmowego wsparcia. Jednak dystans dystansem, ale ważne są również okoliczności. Ile to pokręconych myśli gotuje się w człowieku podczas fotografowania.