Beza nie wróbel!
Mam to szczęście, że za moim oknem, w pnączach buszują każdego dnia wróble. Czasem przysiadają na oknie dachowym, pukają mi przez szybę, myją się w wielkich kroplach wody na okapie. Generalnie ich przebywanie łączy się z ćwierkaniem, a czasem, gdy urzędują na oknie z łomotem. Wiele z tych wróbli wzięło udział w międzynarodowych badaniach ornitolożki Lucyny Hałupki z Uniwersytetu Wrocławskiego. W związku z tym pobłyskują mi czasem obrączkami, choć bardzo trudno je odczytać, bo odległość zbyt duża. Najlepsze są poranki, kiedy pnącze na telegraficznym słupie ogrzewa wstające słońce. Każdy wróbel lekko się napuszy i siedzi na pędach jak beza przekładana masą kawową. Wpadają w bezruch, po czym odwracają się i grzeją drugi bok. Są bardzo czujne. Gdy kogut sąsiadów, na widok krogulca czy jastrzębia wszczyna alarm, wróble w jednej chwili znikają we wnętrzu pnączy i milkną. Trwa to dłuższą chwilę. Kogut bierze się za dziobanie trawy, a wróble znów przyjmują postać bezy. Nagle wszystkie znikają. Cisza. Widzę je za chwilę jak podjadają kurom pszenicę…
Rozkoszny:)