…Takie coś…
Na pozór wszystko w grudniu zatrzymało się na dobre. Życie też? W zmurszałych pniach życie jednak trwa w najlepsze. Z jesionowego odziomka wylazło „takie coś”. Trochę byłem zdziwiony. W końcu to koniec grudnia. Do tego gąsienice trociniarki czerwicy widywałem najczęściej w pniach wierzb. Temperatury na plusie zachęcają jednak do poszukiwania lepszego żerowiska. Te wielkie, dorastające do 10 cm gąsienice są ponoć wszystkożerne. Mogą odżywiać się zarówno drewnem, jak i napotkanymi larwami innych zwierząt. Kochanego białka nigdy nie za wiele. Tak kolorowego zwierzęcia jakoś się dziś nie spodziewałem. Zaglądałem owszem, za dzwońcami, obserwowałem stado pijących wodę krzyżodziobów. Były piękne i kolorowe, jednak „takie coś” zrobiło dziś na mnie ogromne wrażenie. Wielkie, pięknie ubarwione podążało wolnym wielokrokiem po butwiejącym jesionie. Pośród grudniowych szarości, ta gąsienica (pewnie dla większości będzie to coś obrzydliwego) była trochę zimorodkiem nad niebieską wstęgą rzeki (jak porównać to skrajnie). Tak bardzo odcinała się od grudnia, że wyglądała jakby ktoś przeniósł ją prosto z gorącego czerwca czy lipca. Trochę przerażające żuwaczki nie pozwalały myśleć, że to nie cukierek z choinki. Ozdoby świąteczne same do nas przychodzą. Mnie absolutnie zachwyciła. Latem, po przepoczwarzeniu ta larwa przekształci się w jednego z naszych największych motyli – imago trociniarki czerwicy. Ponoć dorosły motyl to dobry kąsek dla sów i dużych nietoperzy. Dodam jeszcze, że gąsienica wydaje bardzo intensywny zapach. Przypominający trochę ocet drzewny. Nuta kwasu octowego i grzybów rozkładających drewno. Trwały i ostry.
Rzeczywiście piękny zestaw kolorystyczny.