Przy stole
Senny poranek. Wiatr szumiący od wielu godzin. Szaro, ale w szczelinach chmur zaczyna przebijać się niebieska poświata nieba. Trochę tęskno już za słońcem, bo ostatnie dni, tygodnie, a nawet miesiące nie obfitowały w bliższy kontakt z naszą najbliższą gwiazdą. Moje myśli jednak sięgają dzisiejszego popołudnia. Trochę mnie uśmiechają, trochę przerażają. Miliony ludzi skupią się dziś wokół stołów. Przy karmniku. Jedni skubać będą ukradkiem, szybko jak sikory, małe, ale częste kęsy. Ciągłe dokładanie drobnych kawałków. Podziobać i następny. Jeszcze inni rozsiądą się przy misce sałatki i jak grubodziób nie pozwolą innym dobrać się do najlepszych kawałków, świergoląc przy tym bez końca. Być może do stołu wpadnie na chwilę grupka głośnych dzieciaków i jak stadko czyżyków na olszy opanują na chwilę świąteczną stołówkę. Być może przyjedzie rzadziej oglądany wujek, który tylko poszukiwał będzie wybornych ziarenek. Taki trznadel, co to zaczyna już powoli śpiewać. Trzyma się trochę na uboczu i dopiero jak zmarznie leci do suto zastawionego stołu. Oczywiście do stołu zasiądą i to z wielkim krzykiem, wszelkie ciotki przyozdobione w niebieskie piórka i swymi wielkimi dziobami, wyżerać będę ze stołu orzechy. Sójki, bo o nich mówię zdążą nie tylko pokrzyczeć, ale i pokłócić się, postroić i na koniec rozlecą się po własnych kątach. Na świątecznej imprezie nie może zabraknąć podobnie ubranej młodzieży. Głośnej, bez większych manier, która zajmie się szybko tym, co na stole najlepsze. Rozdarte dziobki, stroszenie piór i epatowanie jaskrawościami z pewnością będzie wizytówką wszelkich dzwońców. Czasem pani domu, niczym sikora uboga w przerażeniu skubnie sobie jakąś nowość, ale generalnie siedzieć będzie w krzakach swojej kuchni. Rzadko, ale konkretnie ze stołu zakąsi stary kruk, co to wszystko już widział, wszędzie był i w zasadzie jednym kraknięciem uciszy całe towarzystwo. Zdarzy się też krewny, co to będzie chciał jeść wyłącznie karpia. Pokrąży, pokręci nosem i zaatakuje rybę. Bielik nie zwróci uwagi na posmak mułu, tylko szybko przed zazdrosnymi wronami połknie całość i odleci w poszukiwaniu padliny. Jeszcze tylko płoche dzierlatki, które jakby były na diecie, wydziobują z namysłem rozsypane delikatesy. Chłód jednak powoduje, że tylko ich czubki wyglądają na odchudzone. Same, napuszone siedzą i z przerażeniem obserwują nie tylko innych, ale też swoje kuliste, pełne niepokoju ciała. Czas przy stole umilą kolędnicy. Wpadnie ministrant przebrany za dzięcioła i zanim skończy skrzeczeć, skubnie z choinki kilka cukierków. Reszta kolędników, jak stado mazurków pozbiera okruchy i zniknie nagle, nie zamykając za sobą drzwi. Będą jeszcze sroki. Wystrojone miejskie gwiazdy. Pięknie wymalowane, błyszcząca maskara i trochę brokatu, z pewnością użyją eyelinera. One generalnie publicznie nie jedzą. Wiecznie trzymają fason. Patrzą tylko jak wynieść, zapakować placek w torebkę, by w zaciszu własnej kryjówki konsumować zdobyczne z ubrudzonym dziobkiem. Wszystkie mniejsze ptaszki, które zjedzą dziś, co najmniej tyle ile same ważą, muszą uważać na krogulca, ten zaliczając po drodze lampkę, (na której posiedzi skulony), nabierze nagle animuszu i strzeli w stół z całej siły. Będą ofiary, może nawet da się z tego zrobić czerninę. Pod wieczór wszystkie wuje rozlecą się po ataku krogulca i w ciszy, przed swoimi żonami trawić będą nagromadzony pokarm. Zima, czas wielkiego obżarstwa trwa. Smacznego!
Dodam tylko, że pan domu, co to najadł się zanim przyszli goście, rozsiądzie się na grzędzie jak dumny samiec wróbla i na koniec imprezy zaświergoli: „Pojedliśmy, oj pojedli…, jutro idziemy do Gilowskich…”
Fantastyczny opis:)
Oj, młodzież się obrazi, zwłaszcza te sroki.Będąc ciotką, a raczej młodą i skromną ciocią nieszczęśliwa jestem przy takim stole. Problem, czy zjeść i być nieszczęśliwą z przejedzenia, czy odmówić, zrobić przykrość gospodyni i wysłuchać kazania-wmawiania, że się odchudzam. Tak źle i tak niedobrze jest. Złoty środek, zostać w domu. Współczucie dla sikor ubogich, które nawet dwie dzisiaj rano obserwowałam. Uwijały się szybko między drzewami. Widać bardzo głodne były. Bardzo trafne obserwacje, z humorem przedstawione, czyli Pan jutro jako samiec wróbla jest u Gilowskich ma się rozumieć. Ciekawe jaką rolę ptaka Pan przejmie.